to by ... rączki nie złamała:(
Cicho tu było u mnie ostatnio, bo nawet nie chciało mi się nic pisać.
28 lutego biegnąc na obiad tak się nieszczęśliwie przewróciłam, że złamałam sobie prawą rączkę. Bolało mnie strasznie!!! Płakałam i płakałam i płakałam. Było to w niedzielne popołudnie więc rodzice szybko wsadzili mnie do samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Na korytarzu prawie mdlałam z bólu, ale jak mi pani pielęgniarka zrobiła prowizoryczny temblak to od razu było lepiej. Po rentgenie zapadła diagnoza: złamanie przedramienia prawnego z przemieszczeniem. Wstępny wyrok: operacja i śruby... Jednak lekarz dyżurny po dokładnej analizie zdecydował o próbie ręcznego nastawienia. Rodzice odetchnęli z ulgą, bo wizja całkowitego znieczulania przy moim serduchu jakoś im się nie uśmiechała. O 20 pan doktor nastawił mi rączkę - w znieczuleniu miejscowym, a po 21 byłam już na swojej sali. Na noc zostałam z mamą w szpitalu, a rano wyszłyśmy do domku. Gips nosiłam 30 dni, by w końcu 29 marca ostatecznie się go pozbyć. Muszę dodać, ze wcale mi on nie przeszkadzał, bo doskonale nauczyłam się robić wszystko lewą ręką: rysować czy jeść. Tylko z kąpielą było zawsze trochę ceregieli.. No i cały ten czas spędziłam w domu z mamą. O pójściu do przedszkola nie było mowy.
Od tygodnia nie mam już gipsu, ale muszę nosić rękę na temblaku. Zrosła się niby dobrze, ale... Temblak mogę zdejmować tylko do mycia, spania i jedzenia. Najważniejsze jednak jest to, że w końcu znowu mogę chodzić do mojego kochanego przedszkola i jeść przepyszne kluski leniwe!!! Mniam, mniam:)
A następna kontrola u ortopedy 19 kwietnia. Trzymajcie kciuki!