środa, 22 grudnia 2010

Przeprowadzka

Wczoraj wieczorem przeprowadziłam z mamą poważną rozmowę.

- Mamo musimy się wyprowadzić!
- Haniu, a dlaczego? Przecież dopiero co (no może nie tak dopiero, minął już prawie rok) zmieniliśmy mieszkanie. Masz teraz piękny duży pokój, nowe mebelki...
- Mamo, ale Ty mnie w ogóle nie rozumiesz! Nie może być tak, że ja śpię sama w swoim pokoju, a Ty z tatą w jednym! To niesprawiedliwe! Ja całe noce strasznie za Tobą tęsknię!

 I w tym momencie mama zakrywając usta wybiegła z mojego pokoju. I nie wiem w końcu czy się przeprowadzimy czy nie.

"Niech mówią, że to nie jest miłość

... że to się tylko zdaje Nam."

Wczoraj na leżakowaniu Lolek ugryzł mnie w palec. Bolało... Ech...

Widać nie ma róży bez ognia:)

wtorek, 14 grudnia 2010

Przygotowania

Z uwagi na zbliżające się wielkimi krokami Święta czas zacząć przygotowania. Mama non stop jeździ do jakiś sklepów, nawet kupiła mi piękną choinkę na biurko do mojego pokoju! Nie jest ona co prawda prawdziwa - prawdziwą tata ma zorganizować w najbliższą sobotę - ale pięknie świeci:)
W weekend będziemy też piec ciasteczka, bo w poniedziałek w moim przedszkolu odbędzie się wigilia. Oprócz jedzonka będzie oczywiście dzielenie się opłatkiem, składanie sobie życzeń i śpiewanie kolęd. Ja już nawet jedną znam, bo nauczyła nas pani Agnieszka żebyśmy mogli popisać się przed rodzicami. Mogę Wam nawet przytoczyć fragment:

"Skała na wysokości, skała na wysokości, 
a pokój na ziemi."

A czy Wy ją znacie:)

czwartek, 9 grudnia 2010

Mikołajki i kto się czubi ten się lubi

Fajne jest to moje przedszkole. I dzieci są fajne, i panie, no i oczywiście rytmika! Raz w miesiącu przyjeżdża do nas teatrzyk, a we wtorek był u nas Święty Mikołaj! Prawdziwy! Z długą brodą i workiem pełnym prezentów! Wszystkie grzeczne dzieci, oczywiście przede wszystkim ja (!), dostały od niego upominki: gry i słodycze. W domu mama niestety słodycze skonfiskowała, ale pozostała mi piękna gra w zgadywanie.
A i jeszcze jedno. Mam narzeczonego. Ma na imię Lolek:) i chodzi do mojej grupy! A dlatego go tak lubię, bo zaczepia tylko mnie! Jak to powiedziała mama, chociaż nie wiem o co jej chodzi, pierwsze koty za płoty!

Po kontroli

Wczoraj byłam na kontroli w Krakowie. Było jak zwykle miło i długo:) Szczególnie echo, bo trwało prawie 1,5 godziny! Ale mi to wcale nie przeszkadzało, bo słodko spałam.
Do Krakowa pojechaliśmy pociągiem, co było dla mnie nie lada atrakcją. Tylko dziwna rzecz, bo inaczej niż w samolocie nie zapina się tam pasów. Ale za to była restauracja, w której zjadłam pyszne śniadanko.
Do Prokocimia dotarliśmy na 11 i od razu panie pielęgniarki "wzięły mnie w obroty". Na początek kabelki - ekg, podczas którego grzecznie sobie leżałam, potem saturacja - 99%, tętno - 98-100, mierzenie - 103 cm i ważenie - 16,5 kg. Pobieranie krwi było mniej miłe, ale i tak byłam dzielna!
Pozostało czekać na echo... Troszkę to trwało, bo dr Kordon jak zwykle mega zajęty i dziećmi, i studentami.
Ogólnie - stan bardzo dobry, funkcja dobra, przewężeń nie ma, problem z aortą też nie jest istotny, ale... Niedomykalność zastawki trójdzielnej... To jest teraz nasza zmora. Co prawda była ona od zawsze, tj. od czasu po pierwszej operacji, ale teraz - wg dr Kordona - troszkę się zwiększyła. Na razie o żadnej interwencji - tfu, tfu - nie mówimy, za to będę dostawać zwiększoną ilość enarenalu, ale tylko rano.
Tak więc rano acesan 25 mg, enarenal: rano 1 mg, a wieczorem 0,8 mg. Powodów do niepokoju nie ma, ale należy mieć oczy szeroko otwarte.
Zmęczeni i odrobinę jednak przygaszeni wróciliśmy wieczornym pociągiem do Warszawy.
Należy mieć nadzieję, że wszystko będzie ok, bo nie ma co się martwić na zapas, bo jak to powiedział doktor: "Hanka dobrze jest!", a następna kontrola dopiero we wrześniu.