środa, 30 kwietnia 2008

To juz rok ....

Kochana Haniu dzisiaj minął rok od Twojej pierwszej operacji. 30 kwietnia 2007 roku razem z tatą już o 6 stawiliśmy się w szpitalu w Prokocimiu. Grzecznie spałaś w inkubatorze i tylko podłączony monitor wskazywał, że jednak coś jest nie tak. Wyglądałaś ślicznie i robiłaś śmieszne minki! A my poszliśmy do prof. Malca podpisać zgodę na operację, operację, która miała zadecydować o Twoim dalszym życiu. A potem odprowadziliśmy Cię pod salę operacyjną. Serca mieliśmy w gardle, a łzy same płynęły po policzkach... A potem to czekanie... Pojechaliśmy do Kościoła na Skałce, żeby pomodlić się za Ciebie, ale trafiliśmy na jakąś ogromnie hałaśliwą wycieczkę Włochów - o modlitwie musieliśmy zapomnieć. I znowu do szpitala pod gabinet profesora. Około 11.30 prof. pojawił się i ... ja nie miałam nawet odwagi, żeby do niego podejść, wysłałam tatę. Ale kiedy z oddali usłyszałam słowa: "Operacja udała się, stan dziecka stabilny" odetchnęłam z ulgą. Potem poszliśmy na intensywną terapię zajrzeć na chwilkę do Ciebie. Byliśmy przygotowani na straszny widok, ale Ty wyglądałaś pięknie mimo wielkiej ilości kabli! Wtedy uwierzyliśmy, że dasz sobie radę i zwyciężysz w tej wielkiej walce - walce o życie! I tak dalej trzymaj - bądź piękna i dzielna tak jak do tej pory!

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Moje pierwsze urodziny - relacja

Moje pierwsze urodziny już za nami! A działo się oj działo :)
Zaczęliśmy świętować zgodnie z kalendarzem 25 kwietnia. Po przebudzeniu otrzymałam moc całusów i uścisków od rodziców i dłużej niż zwykle baraszkowałam w ich łóżku. A potem pakowanie i po obiadku wyjazd do Białobrzegów gdzie czekała na mnie kolejna moc serdeczności od Babci Joli i Uli oraz Dziadków Krzyśka i Pawła. No i oczywiście pierwsze prezenty: piękna czerwona piaskownica, dmuchany basen i lala w wózku. O godzinie 18 odbyła się Msza Święta w mojej intencji, którą prawie w całości spędziłam na zewnątrz, bo jakoś nie mogłam zrozumieć dlaczego w tym ogromnym budynku muszę być cicho. Po kolacji i kąpieli poszłam spać a rodzice z Dziadkami wznieśli toast za moje zdrówko!


Centralne obchody mojego jubileuszu odbyły sie w sobotę. Była piękna pogoda więc rodzice skorzystali z gościnności Cioci Beaty i urządzili party w plenerze. Przybyli goście mogli skosztować przepysznych potraw z grilla


no i oczywiście wybornego tortu.



A trochę starsze dzieciaki szalały do upadłego wdrapując się do domku na drzewie

albo bawiąc się z pieskami.


Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy... Do zobaczenia za rok!

Podziękowania:

- Cioci Beacie za perfekcyjne przygotowanie imprezy


- Cioci Agacie za wyborny tort


- Wujkom: Sławkowi i Mietkowi za wytrwałość przy grillu:)


- wszystkim licznie przybyłym gościom za poświęcenie swego cennego czasu no i oczywiście za śliczne prezenty:) Tata teraz tylko je składa, składa i składa ...


Dziękuje również za wszystkie przepiękne życzenia, które otrzymałam za pośrednictwem internetu, telefonu, poczty itp.
Szkoda, że urodziny ma się tylko raz do roku! Dobrze, że są jeszcze imieniny:)

czwartek, 24 kwietnia 2008

STO LAT HANIU !!!




Konstanty Ildefons Gałczyński "Dziecko się rodzi"

(...)
Słońce wschodzi, głaszcze powietrze.
Dziecko się rodzi. Szumi deszcz.
Kwiat otwiera oczy w ogrodzie.
Zorza wieże złotem okleja.
Ptak ptaka strofuje w gnieździe.
Gwiazda dzień dobry mówi gwieździe
Dziecko się rodzi.
Dziecko się rodzi.
Nasze dziecko się rodzi.
Nadzieja.


Kochana Haniu rok temu 25 kwietnia 2007 roku o godzinie 10.40 przywitaliśmy Cię na świecie, świecie który od początku twojego kruchego życia tak bardzo dał Ci w kość. Dziękujemy Ci za wszystko: za każdy uśmiech, każdą pobudkę o świcie, śmieszną minkę czy uronioną łezkę, ale przede wszystkim za wielką wolę walki, która niejednokrotnie uratowała to co jest dla nas bezcenne: TWOJE ŻYCIE!!!
DZIęKUJEMY żE JESTEś Z NAMI!

Mama i Tata

wtorek, 22 kwietnia 2008

Pocałuj żabkę w łapkę

Mam cała masę pięknych zabawek, a z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że niedługo mój stan posiadania się znacznie zwiększy:) Wśród nich moją ukochana zabawką jest mała zielona żabka. Dostałam ją od Taty jeszcze w szpitalu w Prokocimiu, więc jest ze mną prawie całe moje życie! Na początku zupełnie nie zwracałam na nią uwagi, a teraz nie mogę się bez niej obejść! Biedna żabka się trochę popsuła - coś przy oczku jej się rozpruło, ale Babcia Jola obiecała, że ją naprawi - mama na tym się kompletnie nie zna! Gdy mama poprosi mnie: "Haniu gdzie jest żabka?" zawsze ją znajdę choćby była ukryta pod innymi zabawkami i przyniosę mamie.

Mojej kochanej żabce daję buzi i robię jej kizi - mizi, zresztą nie ma się co dziwić ja też jestem małą żabką - tylko nie zieloną!

Przysmaki z domowej spiżarni

Nie rozumiem po co mama tak się męczy i codziennie gotuje mi jakiś obiadek jeżeli można po prostu otworzyć słoiczek i ... danie gotowe! Jak dla mnie to nie trzeba go nawet podgrzewać taka jestem zgodna!
W piątek mama ugotowała krupniczek z cielęcinką - zjadłam może góra 3 łyżeczki ...
W sobotę zaserwowała kurczaka z jabłkami i ryżem - po jednej łyżce miałam dość, nie chciałam też spróbować gulaszu wołowego, który jedli rodzice, ale za to chętnie obgryzałam ogórka kiszonego:)
W niedzielę mama stwierdziła, że musi sobie zrobić przerwę, bo inaczej oszaleje:) i od razu dostałam słoiczek.
Ale nie na długo dała za wygraną i w poniedziałek na moim talerzu pojawił się pieczony schab z ziemniaczkami i gotowaną marchewką - no może góra pięć łyżek.
A dzisiaj - z uwagi na moje zainteresowanie ogórkiem kiszonym - mama ugotowała zupę ogórkową, która była całkiem całkiem - zjadłam tak na oko ze 100 ml, więcej nie chciałam; resztę obiadu zapewnił mi oczywiście słoiczek.
Mama myśli, że jej kuchnia nie przypadła mi do gustu, ale to nieprawda! Ja po prostu nie chce, żeby ona sie męczyła i traciła czas, który może inaczej wykorzystać np. na zabawę ze mną:)
Musze ją pochwalić, bo w poprzednią niedzielę zrobiła pyszny rosół, który zjadłam ze smakiem! No i dzisiejsza jajecznica też była wyborna!
W związku z moim zainteresowaniem jedzeniem słoiczkowym szuflada, w której rodzice trzymają moje zapasy jest zawsze wypełniona po brzegi, a tatuś jest ekspertem w zakresie nowości na rynku produktów spożywczych dla niemowląt i małych dzieci!

sobota, 19 kwietnia 2008

Walka z wiatrakami

Tak jak Don Kichot walczył z wiatrakami tak mama bezskutecznie próbuje wyeliminować smoczki z mojego życia. Mówi cały czas o wadzie jakiegoś zgryzu, a przecież ja mam wadę, ale serca - coś jej sie popierniczyło i o jakiejś próchnicy!? Hmm ciekawe co to? Jakiś robak?
Ale chyba łatwiej będzie jej nakłonić mnie do porzucenia smoczka z butelki. Kaszki od zawsze:) - hmm od jakiś 6 miesięcy - jem wyłącznie łyżeczką, ale mleczko lubię sobie wypić z butli. Pozostałe napoje: wodę, soczki czy herbatki zawsze popijałam z kubeczka, a teraz dodatkowo testuje niekapek. Mleczko dostaję rano, po przebudzeniu i mama już kombinuje, żeby coś do niego dodać żebym musiała się trochę wysilić. Bo z mleczkiem, które dostaje zamiennie z jogurtem bądź z serkiem na podwieczorek nie ma żadnego problemu; duszkiem wypijam je z kubeczka!
Ale prawdziwą batalię przyjdzie nam zmierzyć ze smokiem, który lubię sobie possać przed snem no i w nocy jak się przebudzę. Bez niego nie usnę; wyjątkiem są drzemki, które zaliczam w wózku na spacerze. Poza tym nie jest mi on w ogóle potrzebny!
No i co tu wykombinować, żeby mama była zadowolona? Zresztą ona jest strasznie sprytna! Ledwo usnę, a mama już cichutko skrada sie na palcach i wyciąga mi tego smoka! A może Wy znacie jakieś sprawdzone sposoby?

Dzień Świstaka

Ostatnie dni są bliźniaczo podobne do siebie. Śniadanie, obiad, spacer, zabawa, kąpiel, kolacja, spanko. I tak w kółko. W zasadzie nie mam się ani czym pochwalić, ani nadzwyczajnych wydarzeń też ostatnio nie było. Bo przecież do guzów i upadków już się przyzwyczailiśmy, a i ZOO nie już już taka atrakcją jak jeszcze dwa tygodnie temu. Od tego czasu oglądanie zwierzątek stało się moim chlebem powszednim. Wbrew oczekiwaniom mamy największego wrażenia nie zrobiły na mnie duże zwierzęta: żyrafy czy słonie, ale sowa śnieżna, pingwiny i takie fajnie kotki w cętki - pantery. Oprócz tego w ZOO jest fajny plac zabaw, który obowiązkowo odwiedzamy - szczególnie huśtawka jest bombowa!
No jednak gapa ze mnie! Jest jednak istotna różnica. Nie spędzam już całych dni z mamą, bo czasami przyjeżdża do mnie Babcia Jola, a czasami zostaje z tatusiem. Mama wtedy wychodzi pozałatwiać jakieś ważne sprawy, a ja staram sie być baaardzo grzeczna, ale sami wiecie, że nie łatwo być non stop grzecznym:)

niedziela, 13 kwietnia 2008

Bliskie spotkania trzeciego stopnia

Wszyscy wiedzieliśmy, że kiedyś nadejdzie ten dzień ... Przygotowywaliśmy sie do niego psychicznie, ale wiadomo wszystkiego nie da sie przecież przewidzieć. I w końcu stało się! W piątek podczas przechadzek wokół stołu nagle potknęłam się i bach!!! Ani mama ani tata nie zauważyli jak upadałam, ale jedno było pewno: walnęłam się bardzo mocno głową o podłogę; huk był straszny. Nastąpiła błyskawiczna interwencja: okłady lodem, smok do buzi i pieluszka do przytulenia. No i oczywiście rączki mamy! Baaaardzo mnie bolało i moje piękne oczy były pełne łez. Mimo później pory - było już po 17 zmęczona tym strasznym wydarzeniem postanowiłam sobie zrobić drzemkę. A jak sie obudziłam to obejrzeliśmy sobie piękną śliwę na moim czole:)



Ale to nie koniec przykrych wypadków. Dzisiaj podczas spaceru walnęłam się buzią o huśtawkę - troszkę płakałam, ale nie było tak źle, a już w domku uderzyłam głową o drzwi, bo jakoś ich nie zauważyłam:)

Bob budowniczy

W naszym domku stało się straszne nieszczęście - zatkał sie zlew w kuchni! Nie pomagały przepychanie ani użycie specjalistycznych środków typu kret. Nie było innego wyjścia: tata zakasał rękawy i wziął się do roboty! Fachowo poodkręcał jakieś rurki, z których do podstawionego wcześniej kubełka spłynęła brudna woda. Potem było już tylko gorzej ... Rurki przy przykręcaniu kompletnie do siebie nie pasowały! A w dodatku jedna z nich okazała się zupełnie zbędna:) Tata jednak wyszedł z opresji obronną ręką! Jakoś dopasował te cholerne rurki i teraz woda pięknie spływa. Tylko ciekawe gdzie:)

No i mamy komplet!

Dwójek! Łącznie w mojej buzi jest już 8 ząbków. Po równo: 4 na dole i 4 na górze. Moja klawiatura prezentuje się imponująco :)

wtorek, 8 kwietnia 2008

Savoir - vivre czyli o zachowaniu sie przy stole

Jestem już dużym dzieckiem, które oprócz mleczka do dalszego wzrostu potrzebuje też i innych frykasów.
Rano - czasami o 4 :) a czasami o 7 budzę się na pierwsze śniadanko - 200 ml mleczka, które wypijam duszkiem; niestety z butelki...
Następnie przed 10 jem drugie śniadanko: jajecznice, kanapeczki z wędliną,



a w ostateczności parówki. W ogóle nie przypadł mi za to do gustu twarożek.
Po 13 przychodzi czas na obiad - słoiczek albo jakieś mamine potrawy, z których najlepszy jest krupniczek mniam mniam mniam



Po 16 wypijam kolejne 200 ml mleka albo zajadam się jakimś pysznym jogurcikiem, a przed kąpielą zjadam kolację: kaszkę na mleku z owocami. Oprócz tego w ciągu dnia jem owoce: banany, gruszki, jabłuszka i czasami dostanę mojego ulubionego herbatnika.
Do tej pory karmiona byłam przez mamę, ale takie duże dziecko jak ja powinno w końcu zacząć samo jeść! No i domagam się stanowczo, aby mama dała mi do ręki kanapkę - przecież sobie z nią doskonale poradzę! Z jajecznicą czy zupką przyznam jest już gorzej, ale co tam! Najwyżej trochę się pobrudzę i trochę wyleci na podłogę.
Podobnie jest z piciem. Mama upiera sie strasznie nad piciem mleczka z kubeczka, co mi się baaaardzo nie podoba. Wodę, soczki czy herbatki to ja rozumiem można pić z kubka, ale też samemu. No bo co to za przyjemność, kiedy ktoś Ci go trzyma - lepiej osobiście dzierżyć kubek w dłoniach!



Jednego czego nie lubię w tym moim samodzielnym jedzeniu to późniejszego przebierania ...

piątek, 4 kwietnia 2008

Samochwała

"Samochwała w kącie stała i tak wciąż opowiadała: zdolna jestem niesłychanie, najpiękniejsze mam ubranie, moja buzia tryska zdrowiem (...)"

W zasadzie nie sposób się nie zgodzić! Zdolna jestem to fakt - raczkuję z szybkością odrzutowca, chodzę sobie sama wzdłuż mebli w tą i z powrotem,


trzymana za obie rączki przemierzam dom - na spacerkach mama nie chce, żebym chodziła, bo jeszcze nie "dorobiłam" się prawdziwych, dorosłych butów, ale niedługo to sie zmieni! - próbuje pić z kubeczka; łapię kubek w obie rączki i siup do buzi; tylko czasami woda nie ląduje tam gdzie powinna, ale np. na moich plecach:, oczywiście jeść także chce już sama: najlepiej do tego celu nadają się kanapeczki. No i umiem sobie włączyć moją karuzelę nad łóżeczkiem - w ten sposób budzę rodziców:) tylko czasami jest strasznie ciemno:)
Ubranka mam też niczego sobie, tylko te buty by się w końcu przydały!
A buzia tryskająca zdrowiem... Na pierwszy rzut okiem trudno zorientować się, że moje serce różni się od serduszek innych dzieci. Ale nie ma jak oryginalność :)

Wizyta w ZOO

Dzięki sprzyjającej aurze - słonko ładnie świeciło - wybrałam się dzisiaj z mamą do ... ZOO! Zresztą będziemy tam częstymi gośćmi, bo ogród zoologiczny mamy przecież pod nosem, a dodatkowo mama kupiła sobie bilet roczny, co zobowiązuje:) - takie małe Szkraby jak ja póki co wchodzą podziwiać różne zwierzęta za free!
Niestety mama gapa zapomniała wziąć aparatu więc nie mogę Wam pokazać żadnych zwierzątek :(
Jednak muszę przyznać szczerze, że niewiele zwierzątek udało mi się zobaczyć, bo większość pobytu w ZOO poprostu przespałam:) Widziałam małpki - hmmm miałam wrażenie, że są bardzo podobne do niektórych znanych mi osób - kondory, puchacze, lwy i tygrysy.
Początek wizyty jednak był nerwowy. Mama kupiła sobie coś do picia i popijała z butelki, a mi nie dała! Byłam bardzo zła i dopiero mój ulubiony herbatniczek trochę poprawił mi humor!
Ale ZOO to nie tylko zwierzęta, ale także wspaniały, całkiem nowy plac zabaw dla dzieci, o niebo lepszy niż w parku obok!
Coś mi się wydaje, że będziemy tam częstymi gośćmi!

wtorek, 1 kwietnia 2008

Chrzciny Marysi

Moja malutka siostra cioteczna Marysia dorosła już do takiego wieku, w którym diabeł zaczyna kusić (wiem coś o tym:). Żeby nie dopuścić niedobrego diabła do małej Marysi w ostatnią niedzielę w Białobrzegach odbyły się jej chrzciny. Oczywiście stawiliśmy się w komplecie! A mój tata został ojcem chrzestnym Marysi! Miejmy nadzieję, że ciocia Agata i wujek Mietek dobrze przemyśleli ten wybór i są świadomi tego co zrobili:) Bo ja z mamą uchylamy sie od ewentualnej odpowiedzialności i reklamacji nie przyjmujemy!
Msza Święta zaczęła się o 12.15, ale nie możemy zapomnieć, że poprzedniej nocy była zmiana czasu i spaliśmy o godzinkę krócej. Tata od samego rana był strasznie zajęty: sesje fotograficzne i w ogóle:) A my siedziałyśmy sobie u Dziadków w domku i szykowałyśmy się do Kościoła. Ale nic z tego nie wyszło... Gdy w końcu w domu zapanowała błoga cisza, bo Dziadkowie z Anią w końcu się wyszykowali i wyszli, to ja punkt 12 zapadłam w błoga drzemkę ... Mama nie miała sumienia mnie budzić i tym sposobem muszę się przyznać nie byłam w Kościele. Obudziłam sie dopiero przed 13 i zdążyłyśmy tylko na końcówkę mszy. Ale za to wyspana i zadowolona wyruszyłam na uroczysty obiadek.



Była strasznie dużo gości, których większości w ogóle nie znałam. Ale było bardzo miło. Ja niestety nie mogłam próbować tych wszystkich pyszności, które były serwowane. Dostałam swoją zupkę, które też była baaardzo smaczna mniam mniam mniam



Wszyscy goście dobrze sie bawili i ani myśleli iść do domku. Ja już byłam troszkę zmęczona więc zapadłam w kolejną drzemkę w ustronnym miejscu :)



Ale wszystko co dobre szybko się kończy! Zrobiło się późno i wróciliśmy do białobrzeskiego domku - Dziadkowie prosto z obiadu pojechali do Spa do Buska - Zdroju:). Ja grzecznie poszłam spać, a rodzice z miłymi gośćmi oglądali do późnych godzin nocnych "Taniec z gwiazdami" :)

A to ja z Marysią. Prawda, ze jest straaasznie malutka :)?

Dwójeczka

No i doczekaliśmy się! Mam pierwszą górną dwójkę! Mama zauważyła ją w niedzielę rano. Druga górna dwójeczka jest chyba bliziutko. Tym sposobem jestem szczęśliwą posiadaczką 7 zębów: 3 górnych i 4 dolnych:)