wtorek, 29 października 2013

Pasowanie na ucznia

14 października w dniu Komisji Edukacji Narodowej wraz z innymi najmłodszymi uczniami miałam pasowanie na ucznia. W obecności Pani Dyrektor, nauczycieli oraz naszych kochanych rodziców i zaproszonych gości złożyłam uczniowskie przyrzeczenie.

Po części "oficjalnej" nastąpiła część "artystyczna" - przedstawienie przygotowane przez wszystkie pierwsze klasy: piosenki i wierszyki.
Muszę się Wam pochwalić, że z chłopakami z mojej klasy recytowałam wierszyk na środku sali! do mikrofonu! I mimo, że miałam malutką tremę to się wcale nie pomyliłam:)


Potem rozeszliśmy się do sal gdzie nasza kochana Pani Paulina wręczyła nam pamiątkowe dyplomy i legitymacje szkolne.



A na koniec wspólnie z rodzicami i zaproszonymi gośćmi pałaszowaliśmy pyszne ciasta i owoce:)

poniedziałek, 7 października 2013

Urodziły się z połową serca. Zafundujmy im tę brakującą!

Urodziły się z połową serca. Zafundujmy im tę brakującą! [HISTORIE DZIECI]

Karolina Stępniewska
01.10.2013 , aktualizacja: 03.10.2013 15:04

Karolina Cisło, siedmiolatka, w tym roku przeszła ostatnią operację serca
Karolina Cisło, siedmiolatka, w tym roku przeszła ostatnią operację serca (Fot. J&T / siepomaga.pl)
Trwa akcja zbierania pieniędzy na operacje dzieci, które urodziły się z jedną sprawną komorą serca: wszyscy mogą pomóc! Karolina już wygrała, Oliwka, Tola, Julek i inne dzieci wciąż potrzebują pomocy.
"Najważniejsze, żeby było zdrowe" - zaklinamy rzeczywistość, nosząc pod sercem maleńkie życie. Życzeniowe myślenie nie ma mocy sprawczej, nie zawsze się udaje. Czasem na głowę spada nam niewyobrażalne. Nasze upragnione, wychuchane i utęsknione dziecko rodzi się chore. Ma jednak wielką wolę życia i ogromną miłość bliskich. Poznajcie naszych małych bohaterów: Tolę, Oliwkę, Julka i Karolinę.

Każde z nich urodziło się z chorym sercem, najczęściej z zespołem niedorozwoju lewego serca (HLHS) - tylko u Toli wada dotyczyła prawej komory. HLHS to czwarta pod względem częstości wada serca rozpoznawana u noworodków. Każdy przypadek Hipoplastic Left Heart Syndrome (HLHS) jest inny, ale każdy oznacza, że serce dziecka nie pracuje prawidłowo. Lewa komora serca nie funkcjonuje, a czasem w ogóle się nie wykształca. To tak, jakby dziecko urodziło się z połową serduszka.

Serce do naprawy

Dobra wiadomość jest taka, że można takie serce poddać korekcie: najczęściej potrzebne są trzy operacje. Najlepiej żeby wszystkie odbyły się przed trzecimi urodzinami, ale zdarza się, że operowane jest też starsze dziecko. Tak było w przypadku dwóch bohaterek tej opowieści: Karoliny, siedmiolatki, która od niedawna wszystkie operacje ma już za sobą i Oliwki, sześciolatki, która wciąż czeka na swoją szansę.

Jak to zwykle bywa, jest i zła wiadomość. A ta jest taka, że nie wszystkie dzieci mogą być operowane w Polsce. W takich przypadkach nie obędzie się bez pomocy prof. Edwarda Malca i prof. Katarzyny Januszewskiej, którzy pracują w niemieckiej klinice i zoperowali wiele dzieci z dużymi wadami serc, odnosząc sukcesy nawet tam, gdzie inni rozkładali bezradnie ręce.

Karolina Cisło: Już jest dobrze!

Karolina wygrała walkę z HLHS w tym roku. Dwie pierwsze operacje przeszła jeszcze, kiedy prof. Malec operował w Polsce. Termin trzeciej operacji przesuwany był bez końca, chociaż dziecko powinno ją przejść przed ukończeniem 3 roku życia. - Miała fioletowe paznokcie, policzki wyglądały, jakby cierpiała na jakieś uczulenie. To była masakra - wspomina mama Karoliny, Małgorzata. Teraz wszystko się poprawiło, Karolinka w maju przeszła ostatnią operację, tym razem w Niemczech.

Kiedy na portalu Siepomaga.pl zbierano pieniądze na wyjazd Karoliny do prof. Malca, dziewczynka miała już 6 lat. To późno. Operacja odbyła się w czerwcu, walka dziewczynki i jej rodziny zakończyła się sukcesem. - Karolina bardzo dobrze się czuje, ma teraz tyle energii i siły, to nie to samo dziecko - mówi jej mama, a w jej głosie słychać śmiech. Ona najpewniej też nie jest już tą samą mamą, od kiedy może patrzeć, jak jej córka robi to, co lubi najbardziej: jeździć na rowerze. - Na rower wsiadła już 1,5 miesiąca po operacji, nie mogłam jej powstrzymać - opowiada Małgorzata. Ujmuje entuzjazmem.

Oliwka Grzędzińska: Poczytaj mi...

- Wszędzie mamy najdalej - mówi mama Oliwki, Marta Grzędzińska. Mieszkają w Suwałkach, do lekarzy zawsze daleko, ale już się do tego przyzwyczaili. U Oliwki także zdiagnozowano HLHS. Ma sześć lat, za sobą operacje na otwartym sercu, 6 zabiegów cewnikowania serca. Przed nią wciąż najważniejsza, ostatnia, operacja. - Dajemy radę - zapewnia Marta. Jest silna, nie ma innego wyjścia. Pierwsze 2 operacje dziewczynka przeszła w Polsce, ale na trzecią się nie zakwalifikowała, ponieważ jej tętnice płucne są bardzo wąskie i operacja obarczona jest zbyt dużym ryzykiem. Prof. Malec zgodził się ją operować w Niemczech, termin wyznaczono na listopad.

Oliwka jest bardzo spokojna i ostrożna, bo wie, że jest chora. Musi zastanawiać się nad każdym krokiem, który wymagałby wysiłku fizycznego, bo jej chore serduszko zbyt szybko się męczy. Kocha książki i wciąż prosi mamę, żeby jej czytała. - Powiedziałam jej ostatnio, żeby już się sama nauczyła czytać - śmieje się Marta.



Oliwka Grzedzińska tęskni za zabawą z rówieśnikami

Ma sine palce u rąk i stóp, usta, policzki. Wszystko ją męczy, trudno złapać oddech. - Nie wejdzie po schodach, muszę ją wnosić do domu na 3 piętro - opowiada jej mama. - Uwielbia bawić się z dziećmi, ale muszę jej to ograniczać. Ma nauczanie indywidualne. Panicznie boję się, żeby czegoś nie złapała, w jej stanie to bardzo groźne. Już zawsze będziemy o nią drżeć - przyznaje. Teraz trzeba uzbierać pieniądze na tę ostatnią, ważną operację. Spóźnioną o kilka lat, ale na szczęście zdaniem prof. Malca nie jest jeszcze za późno. Karolinie się udało, Oliwce też musi!

Tola Hołub: Te potworne wiewiórki

O tym, że Tola urodzi się z chorym serduszkiem, rodzice Toli wiedzieli już w ciąży. USG nie pozostawiało złudzeń. Po porodzie w marcu 2012 roku echo serca potwierdziło diagnozę: wada serca pod postacią atrezji zastawki trójdzielnej, zwężonej tętnicy płucnej, ubytku przegrody międzykomorowej, ubytku w przegrodzie międzyprzedsionkowej oraz hipoplastycznej prawej komory. To dużo jak na taką kruszynkę.

U Toli można było pominąć pierwszy etap korekty serca. Gorzej, że rodzice nie mogli doczekać się w Polsce terminu operacji. Wciąż ją odwlekano, a czas naglił. Tola skończyła roczek, operacja powinna była odbyć się pół roku wcześniej. Szansę dał im prof. Malec, pozostała kwestia zebrania odpowiedniej sumy na leczenie w Niemczech. Około 120 tys. złotych. - Poszło zadziwiająco łatwo - cieszy się mama Toli, Kinga Szulc. - Tak wiele osób włączyło się w pomoc, że nie nadążaliśmy z podziękowaniami.



Toli Hołub brakuje prawej części serca

Operacja Toli odbyła się w maju. Mała ma się dobrze, jej mama mówi, że trudno nawet stwierdzić, że jest chora. Tola jest jeszcze malutka, ale już ma bardzo sprecyzowane gusta - lubi zjadać owsiankę na śniadanie, bawić się pingwinami, które uszyła dla niej mama, kiedy Tola była jeszcze w jej brzuchu. - Kocha ptaszki, gołębie i różne obrzydliwości, za to boi się wiewiórek - śmieje się Kinga. Najszczęśliwsza jest, kiedy może wygłupiać się z tatą. Za rok jej serduszko czeka kolejna operacja.

Julek Góral: Nieustraszony

Nie ma nawet roku, a za nim już dwie operacje. U Julka także zdiagnozowano HLHS. Na pierwszą operację w Niemczech rodzice zbierali pieniądze, kiedy maluch był jeszcze w brzuchu. Druga odbyła się we wrześniu. Julek od urodzenia dzielnie walczy o życie. - Dochodzi do siebie szybko, z każdym dniem jest coraz lepiej - mówiła jego mama, Anna, dwa tygodnie po wrześniowej operacji. - Teraz powolutku przyzwyczajamy go na nowo do domowych rytuałów.



Julek Góral dochodzi do siebie po drugiej operacji. Przed nim jeszcze jedna

Julek to bardzo towarzyskie niemowlę, w szpitalu od razu się ze wszystkimi zaprzyjaźnił. - Niewiele potrzeba, żeby się śmiał, jest bardzo wesoły - mówi jego mama. Jego rodzicom teraz też łatwiej się uśmiechać, kiedy najgorsze, czyli oczekiwanie, jest już za nimi. W perspektywie jeszcze jedna operacja, ale wierzą, że i na nią uda się zebrać pieniądze i że Julka serce będzie funkcjonować prawidłowo. - Poznałam już mnóstwo dzieci, które przeszły przez to samo i prowadzą normalne życie - mówi Anna. To dodaje jej otuchy.

Jeszcze będzie normalnie

Rodzice mówią o prof. Malcu i prof. Januszewskiej: cudotwórcy. Ale operacje są drogie, bez pomocy z zewnątrz większości na nie nie stać. Pomagają im wszyscy: anonimowi ludzie, artyści, szkoły, organizacje charytatywne, media. Portal Siepomaga.pl pilnie odnotowuje każdą złotówkę przybliżającą dzieci do zwyczajnego życia.

Bo o tym właśnie marzą najbardziej: żeby bawić się z rówieśnikami i żeby drabinki na placu zabaw przestały wyglądać jak szczyt nie do zdobycia. Żeby nie mieć nauczania indywidualnego jak Karolinka i Oliwka. Żeby dało się wejść po schodach do domu. Żeby mama nie musiała na rękach nosić swojej sześcioletniej córki. Żeby paznokcie przestały być sine, a policzki nabrały zwyczajnych barw. Zwyczajne życie - to takie proste marzenie.

Jeśli i ty zechciałbyś pomóc uzwyczajnić życie tych i innych dzieci o chorych sercach, zajrzyj tutaj: siepomaga.pl/serca Cel: do końca października uzbierać milion złotych! 

żródło: GAZETA WYBORCZA

środa, 18 września 2013

Drogówka


Próbka tego czego uczymy się w szkole.
Nasze zadanie polegało na zapamiętaniu odpowiednich numerów telefonów do służb ratowniczych i własciwym pokolorowaniu samochodów.

A ja dodatkowo je sobie podpisałam ;)

piątek, 13 września 2013

Kilka słów o szkole

Po wielu miesiącach intensywnych przemyśleń, rozmów z paniami w przedszkolu i w poradni pedagogicznej moi rodzice zdecydowali, że - tak jak zresztą miało to być według ministerialnych planów, które jednak zmieniają się jak w kalejdoskopie - w wieku 6 lat zacznę naukę w I klasie.


A w zeszły poniedziałek słowo stało się ciałem:)

Oczywiście nie obyło się - jak to w naszym przypadku bywa:) - bez przygód (z pierwotnie wybranej szkoły rodzice zrezygnowali w tzw. ostaniej chwili:), ale mamy nadzieję, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło:)

2 września 2013 r. zostałam uczennicą klasy 1B!


W szkole prawie wszystko jest nowe: nowa sala, nowe obowiązki, nowa pani, nowe dzieci - oprócz mojej kochanej Oli przyjaciółki z przedszkolnej grupy:) Dbamy o siebie bardzo, jak to mówi pani chyba aż za bardzo:)

Lekcje w szkole zaczynają się o godzinie 8.00. Ponieważ sześciolatki są uprzywilejowane, tak jak w przedszkolu jemy trzy posiłki, więc pare minut po 8 schodzimy cała klasą na stołówkę, żeby zjeść śniadanko.
Po śniadaniu wracamy do naszej klasy, żeby w końcu zacząć się uczyć!!!
Oczywiście jest też czas na zabawę, rysowanie i śpiewanie!
Mamy zajęcia komputerowe, angielski, logorytmikę, a od przyszłego tygodnia ma jeszcze ruszyć cała masa zajęć dodatkowych!
Muszę się Wam pochwalić, że moja praca z przedszkolną panią logopedą przyniosła niesamowity efekt i jestem nielicznym dzieckiem - zresztą z nielicznej, bo tylko 18 - osobowej klasy (!) - które nie będzie potrzebowało pomocy szkolnego logopedy!!! Jupi!!!
W międzyczasie oczywiście jest też obiad - zjadam cały:), a po południu podwieczorek.
Mimo, że lekcje kończę nie później niż o godz. 13 to ze szkoły wychodzę parę minut po 16 - wiadomo ktoś - czytaj: rodzice - musi pracować.
Po lekcjach do naszej klasy przychodzi pani świetliczanka i to z nią spędzamy resztę dnia na grach i zabawach, a także wyjściach na plac zabaw. Tak jak wspomniałam od przyszłego tygodnia ruszają zajęcia dodatkowe więc pewnie na jakieś się zapiszę:) nie mogę się tylko przekonać do szachów.
A po szkole czas wrócić do domu i oczywiście odrobić lekcje, zresztą - przynajmniej jak na razie - łatwe jak dla przedszkolaków:)

Zapomniałabym - dr Kordon (o samej kontroli postaram się napisać w innym poście) pozwolił mi uczęszczać na zajęcia ruchowe oczywiście z pewnymi ograniczeniami i przykazaniem, że mam się nieprzeforsowywać.
Skrzętnie stosuje się do jego zaleceń i gdy tylko poczuje nawet najmniejsze zmęczenie podnoszę paluszek i idę na chwilkę usiąść i odpocząć:)
Ponieważ jestem uczennicą szkoły z oddziałami integracyjnymi tym zachowaniem nie wzbudzam niczyjego zdziwnienia czy też innych negatywnych emocji. A to i dla mnie i dla moich rodziców jest bardzo ważna sprawa.

Podsumowując: mam wielę chęci i zapału do nauki i trzymajcie kciuki żeby towarzyszyły mi one przez cały rok szkolny!!!




czwartek, 12 września 2013

Witaj szkoło!!!


 "Tornister pełen uśmiechów"

 - Co zapakujesz w tornister?
 - Książki, zeszyty czyste,
ołówek, kredki, długopis.
 - I na tym kończy się opis?
 - Nie! Jeszcze włożę linijkę,
jeszcze ekierkę i cyrkiel,
jeszcze drugie śniadanie,
jeszcze jabłko rumiane.
I jeszcze...
 - Co tam jeszcze?
 - Jeszcze coś bardzo ważnego:
mnóstwo wesołych uśmiechów!
Zaniosę je do szkoły,
żeby się co dzień dzielić
uśmiechem z kolegami
i z każdym z nauczycieli.
I z panią woźną w szatni,
i z tym kolegą małym,
co pierwszy raz jest w szkole
i strasznie jest nieśmiały...

W. Chotomska

wtorek, 18 czerwca 2013

Konkurs dla bystrzaków


Powyżej ja z moją ukochaną Majeczką:)
A teraz konkurs dla naaaaprawdę spostrzegawczych: wskaż między nami podobieństwa:)

czwartek, 13 czerwca 2013

Pożegnania nadszedł czas....

Wczoraj w moim ukochanym przedszkolu odbyło się oficjalne zakończenie roku. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy ... A te trzy lata minęły w oka mgnieniu!
Będę tęsknić za moimi paniami: Agnieszką i Kasią, dzieciakami z grupy, zabawkami, pięknym placem zabaw, przepysznymi obiadkami - kluski leniwe i barszcz ukraiński!!! - dosłownie za wszystkim co kojarzy mi się z przedszkolem.
A to ja trzy lata temu:)

W oczekiwaniu na nieznane - pierwszy dzień w przedszkolu:)
Oczywiście nie zabrakło występów, także tych niespodziewanych. W tajemnicy przed paniami nauczyliśmy się wierszyka i zaśpiewaliśmy piosenkę - pierwszą piosenkę, której panie nauczyły nas w maluchach. Niejedna łza pojawiła sie na twarzy zarówno pań jak i rodziców ....
Potem były kwiaty, prezenty i dyplomy:

Moje dyplomy:)
A na koniec pałaszowanie pysznych ciast, owoców, galaretek i wspólne wyjście na lody:)

poniedziałek, 27 maja 2013

wtorek, 2 kwietnia 2013

Śnieżna Wielkanoc

W tym roku zima zaskoczyła nie tylko drogowców, ale Nas wszystkich!!!
Tak długiej zimy w swoim życiu sobie nie przypominam, a  rodzice mówią, że śnieg, ba całe góry sniegu w Wielkanoc to istny ewenement:)
Nie było wyjścia, trzeba było przerobić wielnanocne zwyczaje i dostosowac je do panującej aury.
Zamiast śmigusa - dyngusa ulepiliśmy sobie bałwana, a prima - aprilis zrobiła sobie z Nas aura:)
 
Tradycyjny Wielkanocny Bałwanek:)
 
Fifka:)
 
Świąteczny spacerek
 
Patrząc na prognozy pogody w tym roku będzie mi dane od razu po zimie cieszyć sie latem, bo ... ale na razie cicho sza :)

czwartek, 14 marca 2013

Val di Fiemme

Zima w tym roku nie odpuszcza.
Już wszyscy mieli nadzieję na piękną wiosnę a tu spadł śnieg.
Zapomniałam Wam napisać o moim wyjaździe narciarskim więc - póki biało za oknem - nadrabiam zaległości.
Tydzień spędzony w cudownym Val di Fiemme był wspaniały!!!
Najeździłam się na nartach, że ho ho!
Codziennie miałam zajęcia narciarskie - rano od 9.30 do 13 i po obiedzie od 14 do 16.
Przez pierwsze dwa dni był spory mróz i trochę mgły więc nie było za fajnie - moje rączki w porównaniu do rączek dwukomorowców jednak dużo szybciej marzną....
Kupiłyśmy z mamą specjalne wkładki i super ciepłe rękawice i było dużo lepiej.
A od trzeciego dnia temperatura była już wyższa i wkońcu zaświeciło słonko i zaczęła się jazda na maxa!
Jeżdzę już naprawdę dobrze, nie straszne mi górki i nawet spróbowałam swoich sił na border crossie.
Ostatniego dnia rodzice zabrali mnie po południu na tzw. family day i jeździłam z nimi. I wcale im zbytnio nie ustępowałam, a jeździ się z nimi zupelnie inaczej niż z instruktorem bo to przecież "parapeciarze":)
Przez te dni przejechałam łącznie - wiem to na pewno, bo w Dolomitach są specjalne skipasy, które rejestrują i czas i długość zjazdów - no kto zgadnie? Łacznie przejechałam 70 (słownie: siedemdziesiąt) kilometrów tras, w tym ostaniego dnia aż 18 kilometrów!!! strasznie jestem z siebie dumna! Co prawda nie jest to jeszcze tyle co rodzice, bo oni przejechali po prawie 200 km, ale ja miałam też na początku dnia zawsze pół godzinną rozgrzewkę no i czasami trzeba było czekać na młodsze dzieci, które tak szybko jak ja nie jeździły:)
Co ważne nigdy nie byłam bardzo zmęczona, jedynie czasami pobolewały mnie nóżki, bo wiadomo buty narciarskie do super wygodnych nie należą!
A to kilka fotek:
Narciarka

Czas na obiad!

W gondolce


Brygada RR :)


                                                           
A wieczorami razem z innymi uczestnikami wyprawy "przejmowaliśmy" hotel w posiadanie - wściekaliśmy się na całego i wygłupialiśmy ile wlezie.

Po powrocie do domu pierwsze wypowiedziane przeze mnie zdanie brzmiało: "To co kiedy jedziemy znowu na narty?":)

piątek, 8 lutego 2013

Zima cd.

A zima dalej trwa w najlepsze. Wczoraj napadało tyle śniegu, że hej! Jest ślicznie!
Jednak najpiękniejsza zima jest oczywiście w górach.
Teraz trochę się Wam pochwalę.
W tym roku juz "zaliczyłam" zimowy pobyt w górach.
Wybrałam się z Tatą na kilka dni, żeby przypomnieć sobie jak się jeździ na nartach.
Było świetnie, chociaż dał mi w kość spory mróz. Często więc robiłam sobie przerwy.
Nie przeszkodziło mi to jednak wzięcia udziału w prawdziwych zawodach i zdobycia medalu.
Strasznie się cieszę!


Te kilka dni na stoku było jednak tylko przygotowaniem przed prawdziwym wyzwaniem. Jutro rano wybieram się z z rodzicami na tydzień do przepięknego Val di Fiemme.
I ja i rodzice pod okiem doświadczonych instruktorów bedziemy mieć specjalne szkolenia: ja narciarskie, rodzice oczywiście snowboardowe.
A wieczorem przewidziano także cała masę atrakcji, w tym zajęcia taneczne:)
Może Tata się na nie skusi i w końcu nauczy tańczyć!
Mam nadzieję dobrze się bawić!
Życzcie mi połamamnia kijków!!!

wtorek, 5 lutego 2013

Wielkie żarcie

Jak już wspominałam wcześniej moją nową "miłością" jest gotowanie.
Co prawda głównie ograniczam się w tej materii do oglądania programów kulinarnych:) albo gotowania "na niby", ale czasami pomagam też mamie w prawdziwej kuchni.
Podaje jej z szafek różne potrzebne rzeczy, coś tam mieszam, nakładam do foremek i oczywiście dekoruje.
Najbardziej lubię robić słodkości, bo wiadomo, że potem można je zjeść!!!
Poniżej kilka fotek z wczorajszego wypieku babeczek.
Nie dość, że pięknie wyglądały, to jakie były pyszne.... mniam mniam ....



czwartek, 31 stycznia 2013

Kulig


Ponieważ zima w pełni - no prawie, bo w Warszawie mamy właśnie ohydną odwilż:( ale przynajmniej kalendarzowo w pełni - warto wykorzysać czas na korzystanie z jej uroków. Oczywiście jazda na sankach, robienie aniołków na śniegu, lepienie bałwana, rzucanie się snieżkami ....
Super sprawą są kuligi, w tym roku mam juz "zaliczone" dwa: jeden w Białobrzegach, a drugi odbyłam w miniony wekeend  z moją przedszkolną "paczką"; wielkie ukłony dla Hani Czarnej i jej rodziców za organizację! Było naprawdę ekstra!
Jechałam z mamą na tzw. ostatnich sankach, co jak pewnie wiecie nie jest łatwą sztuką! I tylko raz zsunęłyśmy się z sanek, ale tylko dlatego, że tata Hani ruszył szybko, a my sie zgapiłyśmy:)
Nic nam się oczywiście nie stało i było kupa śmiechu:)



A to nasz cały kulig, tym razem mama siedzi z Leonem na pierwszysch sankach, a ja z Tatą na ostatnich.


Nie zabrakło też super zabaw na śniegu:


A na koniec zziębnięci skorzystaliśmy z zaproszenia mamy Hani i zajadaliśmy ze smakiem przepyszny rosołek:


Bardzo naprawdę super!
Martwi mnie tylko, że po wakacjach pewnie nie będziemy już wszyscy razem :(
Jedne dzieci wybiorą zerówkę, inne pierwszą klasę, a i rodzice myślą o posłaniu nas do różnych szkół.
Szkoda, że nie możemy zostać w przedszkolu ...


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dzień Babci i Dzień Dziadka


Moi Drodzy Dziadkowie,
Życzę Wam WSZYSTKIEGO Co NAJLEPSZE!
I oczywiście pociechy z wnuków, a przede wszystkim ślicznych;) wnuczek!!!

pozdrawiam
Hania

niedziela, 20 stycznia 2013

Dwójeczki


no cóż może to nie jest moje najkorzystniejsze zdjęcie, ale przynajmniej od razu wiadomo o co chodzi:)
najpierw wypadły jedynki, a teraz dwójki!
W sumie "pozbyłam" się już czterech mlecznych ząbków. I wygląda na to, że przez dluższy czas będę miała braki w uzębieniu, bo co prawda dwójki się wyrzynają, ale górne jedynki ruszają:)
W przyszłym tygodniu odwiedzę moją ulubioną panią dentystkę - wszystko trzeba posprawdzać, a nowe zęby polakować. Innych czynności nie przewiduje, bo mama mi suszy głowę o ich mycie, więc wszystkie są zdrowe! Ale z wydzielaniem słodyczy to chyba troche przesadza....

wtorek, 8 stycznia 2013

Barszczyk

- "Mamo, a wiesz, że dzisiaj Pola zwymiotowała całą zupę? i w dodatku nie tylko na siebie, ale też na Antka!"
Przestraszona matka pełna obaw i jak najgorszych skojarzeń tym bardziej, że dziecko dopiero co wróciło do przedszkola po 10 dniowej kuracji antybiotykowej dopytuje się z trwogą o szczegóły.
- "Haniu, ale jak to? Coś sie stało? Źle się poczuła?"
- "Nie nic się nie stało. Pola po prostu bardzo lubi buraczkową zupę i za szybko ją zjadła, że aż zwymiotowała. Najgorsze w tym wszystkim jest wiesz co?"
- "No pewnie to, że z Antkiem musieli się przebierać i myć."
- "No to też. Ale tak naprawdę najgorsze jest to, że wraz z zupą Pola zwymiotowała wszystkie czerwone krwinki!!!"

Od mamy: duży plus dla Hani za użycie określenia: "zwymiotowała" ....