środa, 29 października 2008

Uwolnić orkę według Hancoka:)

W niedzielne przedpołudnie słoneczko pięknie świeciło i wybrałam się z Tatą na spacer do Parku Praskiego. Mama miała wtedy 5 minut TYLKO dla siebie więc spokojnie mogła zrobić obiad:) Fajnie było: spacerowaliśmy parkowymi alejkami, ja goniłam wiewiórkę, Tata gonił mnie. Wiewiórka zdążyła uciec na drzewo, ja nie miałam tyle szczęścia, a może raczej siły w nóżkach:)
Ponieważ Park Praski znajduje się na wprost ZOO nie dało się przejść obojętnie obok stoisk z balonami. Tata próbował je ignorować, mi natomiast zrobiło się trochę smutno, że takie piękne baloniki są przywiązane go jakiegoś kija. Podeszłam do jednego i ... Wystarczyło krótkie szarpnięcie i balon poleciał wysoko, wysoko do góry tam gdzie zwykle latają samoloty. Chcąc nie chcąc Tata musiał za niego zapłacić. Ale i tak opłaciło się go uwolnić, bo drugiego mi kupił. Z balonem przywiązanym do wózka wróciłam do domku.
Rodzice potem żartowali, że dobrze, że nie wybraliśmy się do ZOO. Jeszcze gotowa byłabym wypuścić z klatek jakieś zwierzątka.
O Greenpeace słyszeliście?

niedziela, 26 października 2008

Moje 1,5 roku:)

Podobno kobiet o wiek się nie pyta:) Ale ja się sama pochwalę: WCZORAJ SKOŃCZYŁAM 1,5 ROKU!!! I dużo to i mało. Dużo jeżeli porównamy mnie np. sprzed roku; postęp ogromny, wystarczy spojrzeć na krzesełko do karmienia:) wtedy ledwo widać mnie było nad blatem:)
A mało no bo przecież jestem dzieckiem i to małym dzieckiem, które dopiero co nauczyło się dreptać, a jeszcze nie bardzo umie słownie wyrazić to co czuje.
Prezenty dostałam już tydzień wcześniej: pięknie książeczki i zwykłe kartonowe pudło po wyciskaczu do owoców; stało się ono moją ulubioną zabawką-kryjówką:)

czwartek, 23 października 2008

Czas na małe co nieco:)

W związku z wprowadzeniem w naszym domu wielkiej akcji pt. „Zdrowe odżywianie” powiem parę słów na temat moich posiłków. W odróżnieniu od rodziców – no może poza drobnymi wakacyjnymi epizodami z pizzą w roli głównej – moje menu było zawsze zdrowe i odpowiednio zbilansowane. Również jego obróbce termicznej nie można było nic zarzucić – mama mi wszystkie pyszności wyłącznie gotowała albo piekła. Ale… Moja monotematyczność wyprowadza już wszystkich z równowagi.
Pierwsze śniadanie to wyłącznie porcja mleczka; wprowadzenie zamienników skończyło się tragicznie… Więc póki co zostaliśmy przy mleku.
Drugie śniadanko - o ile pojawią się w nim jajka - jest the best! Jeżeli nie, to tak się z mamą przekomarzamy: ja wołam: „jaja, jaja”, a ona próbuje mnie nakarmić kanapeczkami z wędliną drobiową albo jakimś twarożkiem. Na szczęście dla niej przynajmniej „dodatki” w postaci ogórków pałaszuje ze smakiem. Odkąd po lekturze książki "Mama i tata to My!" przeczytaliśmy co tak naprawdę kryją w sobie parówki – brr aż ciarki nam przeszły po plecach! - mówimy im stanowczo i zdecydowanie: NIE!!!
Obiad – zawsze chętnie go zjem, o ile… będzie to pieczona rybka albo gotowane mięsko z kurczaka – wyłącznie skrzydełko bądź udko, w żadnym razie pierś! Z dodatków kasze w różnej konfiguracji, ryż i makaron; ziemniaki są blee. Warzywa do wyboru do koloru – zawsze je spałaszuje ze smakiem. Za to zupy – poza rosołkiem - poszły w odstawkę.
Podwieczorek – to tak różnie… Jogurt czy serek raz jest pyszny a raz nie, naleśniki czy placki z jabłkami też nie zawsze mi smakują, owoce są raczej mniam mniam:)
A kolacja to kaszka, ale tylko i wyłącznie Bobowita wieloowocowa "Smaczny sen". Innej nawet nie tknę!
W kwestii trunków:) to woda, woda i jeszcze raz woda! Dodam, że wyłącznie niegazowana „Żywiec Zdrój”. Od wielkiego święta zażyczę sobie soczek, zgodnie z moimi upodobaniami jest to TYLKO jabłkowo – marchwiowy Bobofrut.
czas na tzw. przekąski. Rodzice wyeliminowali z mojej diety ciasteczka, co mi wcale nie przeszkadza. Teraz chrupie pieczywo chrupkie albo wafle ryżowe mniam mniam. Polecam!
Podsumowując na śniadanie jadłabym tylko mleko i jajka, na obiad rybkę, podwieczorek generalnie mógł by nie istnieć, kolacje to jeden rodzaj kaszki, a to wszystko popijałabym wyłącznie wodą i zagryzałam ogórkami:)

środa, 15 października 2008

Szczepienie - podejście nr 2

Dzisiaj udało mi się zaszczepić! I to w dodatku szczepionką refundowaną! A to wszystko zasługa niezwykle miłej pielęgniarki z mojej przychodni.
Z samego rana mama odebrała telefon. To dzwoniła właśnie pani pielęgniarka. Kontaktowała się w mojej sprawie z sanepidem i refundowana szczepionka przy mojej niewydolności krążeniowej należy mi się jak psu buda, ale musimy mieć zaświadczenie od kardiologa. Miny nam zrzedły, bo gdzie Rzym a gdzie Krym. Mamy jechać 300 km po zaświadczenie? Absurd! A najbliższą kontrolę w Krakowie dr Kordon wyznaczył nam na 14 listopada. To z kolei za długo, bo żeby w ogóle był sens szczepienia to druga dawka musi być podana 2 miesiące po pierwszej... Już myślałyśmy, że przyjdzie nam jednak zapłacić, ale z pomocą przyszła właśnie pani pielęgniarka. Poruszyła niebo i ziemię i zdobyła to zaświadczenie! Umówiła nas w trybie super ekspresowym do kardiologa dziecięcego w przychodni specjalistycznej. Pani doktor już mnie "znała", bo wcześniej dostała przefaksowaną historię mojego serduszka. Oczywiście zaświadczenie dostałam. Pani doktor nie miała jednak czasu mnie zbadać, ale powiedziała, że bardzo ładnie wyglądam i zaprosiła nas do siebie na wizytę. Bardzo chętnie skorzystamy, bo wiadomo przezornego Pan Bóg strzeże.
A szczepienie... Darcie, darcie i jeszcze raz darcie... Ale mamy to już za sobą.
Teraz sen z powiek spędza nam jakaś wysypka, którą mam na całym ciele. Pediatra przed szczepieniem mnie oczywiście zbadała i orzeka, że jestem zdrowa, a te krostki (dodam, ze nie towarzyszą im żadne inne niepokojące objawy) to pewnie reakcja alergiczna na jakieś jedzonko. Ciekawe na co? Bo że ogórków kiszonych jeść nie mogę to wiem, ale co jeszcze. No i żeby szybko zniknęło to paskudztwo, bo wyglądam dziwnie:(

wtorek, 14 października 2008

365 dni minęło jak jeden dzień :)

Właśnie stuknął rok odkąd nudzę Was moimi codziennymi perypetiami. Z tej okazji życzę moim drogim, wiernym czytelnikom nieograniczonego dostępu do internetu, no a sobie weny twórczej i jak najmniej chwil zwątpienia czy ktoś docenia to moje czasami nieskładne, a czasami zbyt sentymentalne stukanie w klawiaturę:)


A to ja dokładnie rok temu 14 października 2007 roku:)

Falstart

Dzisiejszy dzień to termin mojego kolejnego szczepienia, podczas którego miałam dostać drugą dawkę Prevenaru, szczepionki przeciw pneumokokom. W super nastroju wybrałyśmy się z mamą do przychodni. Ponieważ byłyśmy przed czasem musiałam sobie jakoś umilić oczekiwanie. Usiadłam grzecznie przy stoliku i zaczęłam rysować. W końcu przyszła pani pielęgniarka i zaprosiła nas do środka. A tam ... TRAGEDIA!!! Ledwo przekroczyłam próg gabinetu zabiegowego zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy. Obowiązkowe ważenie - 10 500 g i mierzenie - 81 cm odbyło się w iście dantejskiej scenerii. Ze złości nawet - strasznie mi teraz wstyd:( - kopnęłam panią pielęgniarkę. Przyszła pani doktor, a ja dalej darłam się jakby mnie ktoś obdzierał ze skóry. Jakoś jej udało się mnie zbadać. Powiedziała, że jestem zdrowa, nawet mimo mojego zachowania nie zauważyła u mnie szczególnej sinicy, ale i tak nie zostałam zaszczepiona. 1 października weszło w życie Rozporządzenie Ministra Zdrowia zgodnie z którym dzieci od 2 miesiąca do 5 roku życia chorujące m.in. na: przewlekłe choroby serca z niewydolnością układu krążenia zostały objęte obowiązkowymi szczepieniami przeciwko pneumokokom refundowanymi przez Ministerstwo.
Jutro pani pielęgniarka ma zadzwonić do sanepidu i dowiedzieć się jak załatwić dla mnie taką darmową szczepionkę. Mamy nadzieję, że nie będzie z tym większych kłopotów, bo nie ukrywamy bardzo ucieszyła nas informacja, że możemy zaoszczędzić prawie 300 zł. A te pewnie i tak wydamy na szczepionkę tyle, że przeciwko meningokokom.

piątek, 10 października 2008

Słowotwórstwo

Do używanych przeze mnie od dawna wyrazów: mama, tata, Niania itd. w końcu doszły nowe.
I tak "tap tap" to nic innego jak ... kapcie! "Dziadzia" to oczywiście dziadek, "babta" - babcia, a "gchyy" oznacza coś gorącego. Natomiast wyrażenia: "baba" i "mniam mniam" nabrały zupełnie nowych znaczeń. Od dzisiaj "baba" to nie tylko telewizor, ale także laptop, na którym godzinami mogłabym oglądać swoje zdjęcia z dzieciństwa:) "Mniam mniam" dalej wyraża przede wszystkim moją nieodpartą chęć na przekąszenie małego co nieco, a od niedawno także smoczka. Mimo, że jestem wytrwała i bez marudzenia usypiam bez niego, to jednak darzę go - jak słychać - wielką sympatią.
Chciałabym już mówić, bo czasami ciężko mi się dogadać z moimi rodzicami. Nie wiem czy oni naprawdę nie rozumieją czy tylko udają gdy podchodzę do szafki ze smakołykami i chce dostać np. ciasteczko?

wtorek, 7 października 2008

Smoczkom mówimy NIE !!!

Moi rodzice bardzo dbają o moje zęby. Rano myje je razem z tatą, wieczorami różnie, ale najczęściej mama stara się je wypucować jak najdokładniej. Również z tego powodu moje ulubione jedzonko: ciasteczka zostały wykluczone z jadłospisu. Teraz gdy mam ochotę coś pochrupać dostaje wafle ryżowe albo pieczywo chrupkie. Solą w oku rodziców pozostawał jednak smoczek, którego z lubością lubiłam sobie possać podczas zasypiania. Mama jednak powiedziała: BASTA! Wiedziała, że pewnie łatwo nie będzie, ale uznała, że mam już prawie 1,5 roku więc czas najwyższy wysłać wszystkie moje smoki tam gdzie pieprz rośnie!
Walkę rozpoczęła od sobotniej poobiedniej drzemki. Zamiast smoka dostałam gryzak i baaardzo twardego sucharka. Dodatkowym ułatwieniem był fakt, że byłam bardzo zmęczona. Oczywiście po położeniu do łóżeczka głośno domagałam sie mojego pocieszyciela i go dostałam. Z pozoru wyglądał normalnie, ale ... Mama odcięła mu koniec więc był zupełnie bezużyteczny:( Trochę po marudziłam, jednak zmęczenie wzięło górę: po 10 minutach usnęłam z sucharkiem w buzi:)
Z wieczornym usypianiem było trochę gorzej. Nie dostałam sucharka, bo zęby były przecież już umyte. Mama próbowała czytać mi bajki, ale to też nie pomogło. Dopiero głaskanie po głowie i pleckach przyniosło podziewany efekt i usnęłam jak aniołek. W niedzielę i poniedziałek było trochę gorzej... Stanowczo domagałam się smoka i byłam bardzo niezadowolona, że nie mogę go dostać. Ale upór i cierpliwość mamy zostawały za każdym razem wynagradzane:)
A dzisiaj - nie zapeszając! - chyba nastąpił przełom! W południe nie awanturowałam się o smoka tylko grzecznie położyłam na boczek i usnęłam. Wieczorem mama dała mi tylko buziaka na dobranoc, powiedziała: "Dobranoc", zgasiła światło i wyszła z mojego pokoju. A ja trochę się jeszcze poprzewalałam w łóżeczku i zasnęłam jak niemowlę:)
Efektem ubocznym pozbycia się smoka są moje pobudki skoro świt. Do tej pory rodzice mogli mnie przynajmniej na jakiś czas "zatkać" smokiem. Teraz obudzona staję od razu na równe nogi i wołam co sił w płucach: MNIAM MNIAM !!!!

środa, 1 października 2008

Licytacja medalu olimpijskiego

W dniu dzisiejszym - 30.09.2008 roku - o godzinie 17.30 na portalu Allegro ruszy aukcja medalu olimpijskiego Agnieszki Wieszczek.

Agnieszka Wieszczek, zapaśniczka, brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich 2008, postanowiła oddać swój medal na licytację i w ten sposób pomóc w zebraniu pieniędzy. Szlachetnym gestem wykazała się nie tylko Nasza medalistka, ale również rodzice małego Frania, którzy postanowili podzielić się z innymi potrzebującymi - przekazując medal olimpijski na rzecz innego dziecka.

Zapraszamy do wzięcia udziału w licytacji!


źródło: Cor Infantis