środa, 28 listopada 2007

ech ....

Wczoraj wieczorem Hanka nie bardzo chciała jeść kaszkę na kolację. Potem nagle zrobiła sie mega gorąca. Zmierzyłam jej temperaturę - w jednym uchu 36,4, w drugim 38,7 !? To że z termometrem jest coś nie tak widać było jak na dłoni, bo musiała mieć gorączkę - było tylko pytanie: jak wysoką? Sięgnęłam do metod ostatecznych - pomiar w odbycie. No i niestety prawie 39. Szybko dostała paracetamol. W międzyczasie trochę jej się ulało. Przypominam był wtorek wieczorem, a my w piątek mamy kontrolę w Krakowie. Krzysiek zadzwonił do naszego pediatry, ale było już późno, wiec tylko się nagrał. A my ją obserwowaliśmy. Gorączka tak jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Dziewczę obudziło się jeszcze z rykiem przed 1 - była głodna. Połknęła szybko całą butlę i poszła spać. Temperatury zero. Rano też w porządku, tylko od czasu do czasu pokasływała. Przed 9 zadzwonił nasz pediatra. Powiedział, że wygląda to na zęby, ale wiadomo pewności nie ma ... Niestety nie może do nas przyjechać, bo ma full. Więc rozpoczęło się szukanie sensownego pediatry, który przyjechałby do nas do domu, bo wizyty w przychodni woleliśmy sobie zaoszczędzić - tam by dopiero mogła coś złapać!
Cały dzień był spokój: zero gorączki, jadła jak zwykle - raz lepiej, raz gorzej, tylko od czasu do czasu sobie odkasływała. Lekarz przyjechał koło 17.
I tak: płuca i oskrzela czyste, zapalenia ucha na pewno nie, za to gardziołko takie sobie. Niby nic - jakieś przeziębienie i tyle. Jakieś ... Tylko nie u Hanki. Ze względu na ryzyko infekcyjnego zapalenia wsierdzia dostała antybiotyk.
Spytałam się czy możemy w takim razie jechać do Krakowa i nie dostałam jasnej odpowiedzi. Lekarz powiedział, że przeciwwskazań nie ma, ale lepiej żeby jej nie męczyć.
No i teraz mamy nie lada orzech do zgryzienia: nie pojedziemy to być może wyleczymy infekcję szybciej, ale co z serduchem? Musimy się kontrolować ze względu na aortę i chyba ona jest teraz najważniejsza! A przełożyć wizyty w Prokocimiu się nie da, po prostu dostalibyśmy nowy termin - pewnie na styczeń ...
Decyzję podejmiemy jutro rano - jeśli nie będzie gorączki i panna będzie w dobrej formie pojedziemy - tylko żebyśmy jej nie zaszkodzili ...
Jest jeszcze jedno pytanie: na ile ten pediatra po prostu przestraszył się dziecka z HLHS-em, a na ile to faktycznie jest infekcja, bo my poza tym jednorazowym skokiem temperatury nie zauważyliśmy nic niepokojącego. Trochę baliśmy się, że może jakaś cholera siedzi w płucach albo w oskrzelach, ale to jest dzięki Bogu ok.

P.S. Po kolacji pojechałam na shopping i nie mam pojęcia co ten Ojciec wyprawiał z Hanką, bo bidula zwróciła kolację! I kolejne pytanie: co jej zaszkodziło? Może antybiotyk, który dostała przed kolacją, bo on może dawać takie niepożądane efekty, a może mama, która koniecznie chciała, żeby dziecko zjadło jak najwięcej przed snem ...

niedziela, 25 listopada 2007

Kolejny weekend

Bardzo lubię weekendy - już teraz wiem dlaczego tatuś czeka na nie z takim wytęsknieniem, chociaż on nawet wtedy potrafi pojechać do pracy ... Zawsze dzieję się coś ciekawego. I tak np. w sobotę przyjechali do nas na kawkę Majka z ciocią Iwoną i Wujkiem Kozą



Moja mama jest także mamą Majki - tylko nie taką prawdziwą jak dla mnie, ale chrzestną.
Było bardzo fajnie, a na koniec tata bawił się ze mną i Tuptusiem w "NeverendingStory"



A dzisiaj byliśmy na spacerku po naszej uroczej Pradze. Tata gapa zapomniał aparatu i nie zrobiliśmy fotek. A jest co oglądać. Takiego klimatu nigdzie się już nie spotka. Więc zdjęcia pięknych, ale maksymalnie zaniedbanych praskich kamienic będą następnym razem.
Ale to nie był koniec atrakcji - znowu mieliśmy miłych gości: Ulę, Ciocię Agnieszkę i Wujka Hołka, co kiedyś po spotkaniu z kolegami się pomylił i wrócił do domu do rodziców na Żoliborz, a już dawno mieszkał z Ciocią na Kabatach :) Dostałam super prezent i w ogóle było super!



Tylko nie pomyślcie sobie, że u nas w domu jest ruch jak na Centralnym, ale prawda jest taka, że tylko weekendy są takie urocze. Normalnie żyjemy sobie baaaaaaardzo spokojnie.

piątek, 23 listopada 2007

Pudełko 2

Już Wam opowiadałam kiedyś, że mama nauczyła mnie zamykać pudełko. Później różnie z tym bywało, ale ostatnio opanowałam tę sztukę do perfekcji!
Zresztą ZOBACZCIE sami!

czwartek, 22 listopada 2007

Flipsy



Gdy byłam u mamy w brzuchu to już nie pamiętam co jadałam, po urodzeniu dostawałam mleczko mniam mniam z butelki - albo ściągnięte przez mamę albo mieszankę. Po pierwszej operacji przez jeden dzień (TYLKO!) byłam karmiona mleczkiem przez sondę, a potem znowu mleczko piłam z butelki. Mama bardzo chciała karmić mnie piersią, ale ja niewdzięczne dziecię wzgardziłam ją - wolałam butlę z niej łatwiej leciało:) I tak przez prawie 6 miesięcy mojego życia jadłam tylko mleczko. Od mniej więcej miesiąca jem też inne rzeczy - na obiad zupkę z mięskiem albo połową żółtka, na deser owoce - najbardziej smakują mi jabłuszka, a przed snem na kolację kaszkę - najlepsza jest oczywiście jabłkowa owsianka mniam mniam! Ale wszystkimi tymi pysznymi rzeczami mama mnie karmi łyżeczką. Nawet kilka razy próbowałam się sama "nakarmić", ale nie bardzo mi to wychodziło - zupka wylądowała na podłodze, mamy sweterku, moich rajstopkach i nie wiem gdzie jeszcze. Chyba nie umiem jednak jeść łyżeczką ... Podobnie jest z piciem z kubeczka. Bardzo lubię takie picie, ale nie wiem dlaczego potem mam mokre całe plecy???
Od kilku dni jednak jem sama!!! Na pierwszy ogień poszły chrupki kukurydziane - flipsy. Mama daje mi je do rączki, ja je dokładnie oglądam, a potem chaps i lądują w mojej buzi. Bardzo mi smakuje takie jedzonko:)

Marysia


Wczoraj przyszła na świat moja siostra cioteczna - Marysia :) Jak to ujął mój tata, który był w szpitalu pogratulować cioci Agacie i wujkowi Mietkowi i oczywiście zobaczyć małego szkraba - jest śliczną dziewczynką i dzięki Bogu mało interesującą pod względem medycznym tzn. nie ma żadnej wady wrodzonej!!! Gratulujemy szczęśliwym rodzicom, dumnej Paulince i życzymy Ci Marysiu dużo zdrówka i szczęścia! Już nie mogę sie doczekać kiedy Cię zobaczę!!!

wtorek, 20 listopada 2007

Wizyta u pediatry

Co prawda zamieściłam ten post w kategorii "Sercowe problemy", bo głównym celem wizyty w przychodni było skierowanie do Krakowa na echo u dr Kordona. Skierowanie oczywiście dostałyśmy, pani doktor przy okazji mnie obejrzała i .... nie mogła wyjść z podziwu, że tak dobrze sobie radzę! Powiedziała, że od ostatniej wizyty - do przychodni chodzimy b. rzadko, bo "nasz" pediatra przychodzi do nas do domku, niestety prywatnie, więc musiałyśmy skorzystać z państwowej służby zdrowia, żeby dostać skierowanie - nastąpiła kolosalna poprawa mojego stanu! Nie jestem już sina, blada, za to zaróżowiłam się i jestem bardzo "żywym" dzieckiem. Fakt podczas wizyty cały czas łapałam mamę za włosy albo łańcuszek :) I na pewno nie jem za mało, bo wg pani doktor nie wyglądam na zagłodzone dziecko. Również mój rozwój na pewno nie odbiega od rówieśników - widać, że pani doktor mnie nie zna, bo nie wie, że jestem od nich sprytniejsza i mądrzejsza :)

niedziela, 18 listopada 2007

Weekend

Bardzo lubię siedzieć w domu z mamą, ale ... Jestem osobą kontaktową i lubię błyszczeć w "towarzystwie". Z tego powodu byłam bardzo zadowolona z piątkowej wizyty Frania, Cioci Joli i Wujka Kuby. Było bardzo miło, a ja cały czas się uśmiechałam. No i nie wypadało mi opuścić miłych gości, więc spać poszłam dopiero przed 22 !? Mama co prawda raz po raz odkładała mnie do łóżeczka, ale nie udało jej się mnie uśpić. Dostałam piękny prezent - grającego żółwia.
Lubię też bardzo wychodzić z domu na spacerki. Z mamą co prawda staramy sie spacerować codziennie, ale mamy ograniczone możliwości - albo park albo ogródek jordanowski, na wiosnę mamy odwiedzić ZOO. Co innego w weekend. Tata pakuje nas wtedy do samochodu i wyruszamy na wycieczkę. W sobotę, przy okazji szybkich zakupów - dla mnie oczywiście !!! - byliśmy u Freda Flinstona w jaskini. Rodzice zjedli obiad - ze mną nie chcieli sie podzielić, chociaż otwierałam buzię, żeby mi dali chociaż kawałeczek :( a ja oglądałam pływające rybki w takim wielkim telewizorze! Super jest ten telewizor i cały czas był włączony!!!
Dzisiaj tata chciał zjeść zupkę, a konkretnie żurek, bo wczoraj oglądał z kolegami mecz i dziś strasznie późno wstał :) więc wybraliśmy się na poszukiwanie zupki. Ponieważ poszliśmy piechotą, a było trochę zimno to weszliśmy do najbliższej restauracji koło naszego domku - Le Cedre.

Żurku w niej nie było więc rodzice zamówili sobie jakieś inne jedzonko i oczywiście znowu NIC dla mnie!!! Ciekawe jak długo będę jeść tylko samo mleko, kaszki i zupki. Ale ogólnie bardzo mi się tam podobało. Ja w ogóle lubię chodzić do różnych restauracji, bo fajnie jest wybierać dania z menu - zawsze to robię z mamą.

A jak wyszliśmy tata chciał jeszcze zjeść deser. Znalazł nawet bar, ale w końcu zrezygnował :)



Jak widzicie bardzo lubię gości - serdecznie zapraszam! - i wycieczki razem z mamą i tatą :)

sobota, 17 listopada 2007

?

No właśnie co będzie dalej... Do tej pory leczenie Hanki było dość uporządkowane. A teraz? Co dalej? Owszem mamy świadomość, że przed nami jeszcze jedna operacja, a przed nią pewnie cewnikowanie i balonikowanie aorty. Ale gdzie, kiedy - tego nikt nie wie. Operację oczywiście chcemy, żeby wykonał prof. Malec - nie będziemy brali pod uwagę stwierdzeń co niektórych, że wyjazd do Monachium to jakaś nasza fanaberia?! Cóż każdy może mieć swoje zdanie, ale my walczymy o życie naszego dziecka. Co w tym dziwnego, że chcemy, aby naszą córką zajął się najlepszy specjalista od HLHS-ów? Owszem możemy ustawić się w niekończącej się kolejce oczekujących w Łodzi do prof. Molla, który notabene nie zna naszego przypadku i NIE WYKONYWAŁ pierwszej operacji albo próbować leczyć nasze dziecko w innym polskim ośrodku. Ale tego nie zrobimy, bo mamy za dużo do stracenia - ŻYCIE NASZEGO DZIECKA !!!!
Hanka ma bardzo poważną wadę serca i MUSIMY zrobić wszystko żeby ją uratować.
Na razie żyję dniem dzisiejszym i obserwuję Hankę - jak je, jak sie zachowuje i odliczam dni do kolejnego echa. I dziękuje Ci moja Kochana Kruszynko za każdy wspólny dzień! KOCHAMY CIĘ !!!

Brawo Szymi !!!

Nasz dzielny Szymek był wczoraj operowany przez herr profesora Malca w Monachium - dla przypomnienia Szymek też ma HLHS, wczoraj prof. wykonał mu II etap (dwukierunkowe zespolenia Glena - tak jak mi, bo oboje mieliśmy szerokie tętnice płucne i nie było potrzeby ich poszerzania i wykonywania operacji Hemi -Fontana) i poznaliśmy sie w Prokocimiu. Wszystko poszło perfekcyjnie i już wczoraj był ekstubowany i zaczął samodzielnie oddychać. Dzisiaj rano Tata kontaktował się z Wujkiem Tomkiem, tatą Szymonka. Wujek rozmawiał po porannym obchodzie z lekarzami, którzy stan mojego kolegi skwitowali krótko: "much better" :)
Super wiadomości!!! Oby tak dalej!!! Szymek trzymaj się i wracaj do nas szybko!!! Buziaki

środa, 14 listopada 2007

Haniasiad :)

Z dnia na dzień jestem coraz sprytniejsza. Na początku nie umiałam nawet trzymać sztywno główki, ale z dnia na dzień szło mi coraz lepiej. A wczoraj posiadłam nową bardzo ważną umiejętność - siedzę !!! Co prawda to mama mnie tak posadziła ja dodatkowo podparłam się o pudełko od chusteczek, ale bez dwóch zdań jest to duży sukces. Mnie takie siedzenie się bardzo podoba, ale mamie już nie ... coś wspominała o kręgosłupie ... Ale spróbowałyśmy i sie udało! Teraz muszę sama usiąść, ale jak to zrobić kurczę blade?!

Przyzwyczajenie drugą naturą :)

Są pewne rzeczy, które robię zawsze. I tak np. przy zmianie pieluszki jak leżę z gołą dupcią to lubię sobie dmuchać albo podczas kąpieli gdy tata myje mi główkę to wkładam sobie nóżki do buzi. Zawsze też zasypiam na boczku. To są te przyzwyczajenia, które rodzice są skłonni zaakceptować, bo z innymi jest już gorzej ...
Kiedy budzę się w nocy to mama zamiast od razu dać mi mleczko to coś kombinuje - najpierw wciska mi smoczek, potem próbuje mnie oszukać wodą i dopiero jak zacznę bardzo płakać i zanosić się swoim mammamammamama dostaję w końcu mleczko. Czy ona nie rozumie, że nie budzę się o tak sobie, tylko dlatego, że jestem głodna kurczę blade !!! Podobno nie powinnam już jeść w nocy ze względu na moje ledwo widoczne zęby, żeby się nie popsuły. Ale ja myślę, że to tylko połowa prawdy - po prostu mama chce spać, a nie wstawać do mnie.
Albo właśnie smoczek. W środku nocy to mama mi go wpycha do buzi, ale jak sobie chce uciąć drzemkę w dzień to nie chce mi go dawać. A jak tak lubię usypiać ze smokiem w buzi. Na spacerze to ja rozumiem, ale w domku ... No i czasami się mamie udaje mnie bez niego uśpić.
No i jeszcze włosy - no nie moje, bo ja swoich mam mało, ale rodziców. Lubię sie nimi bawić, ale rodzice nie są z tego powodu zadowoleni.

niedziela, 11 listopada 2007

Szymonek

W piątek rano mój kolega Szymek z Lublina poleciał do Monachium. Szymek też ma HLHS. Jest ode mnie młodszy - urodził się w maju - i teraz czeka go II etap. Jutro ma się stawić o 10 rano u herr profesora w Klinice Großhadern. Pewnie zrobią mu wszystkie niezbędne badania i zadecydują kiedy odbędzie się operacja. Jego mama - Ciocia Edyta - tylko trochę martwi się, bo Szymonek był ostatnio przeziębiony i teraz też troszkę pokasłuje. A wiadomo wszyscy byśmy chcieli, żeby operacja była jeszcze w przyszłym tygodniu, a po niej Mały Dzielny Chwat szybko wracał do zdrowia! Ja z rodzicami będę trzymać kciuki za mojego kolegę!

Ja i nowe technologie

Mam bardzo dużo pięknych zabawek i bardzo lubię się nimi bawić, ale bez dwóch zdań przegrywają z "zabawkami", którymi bawią się mama i tata.
Najbardziej intryguję mnie duże czarne pudło w dużym pokoju, które czasami nabiera kolorów i coś pokazuje :) To urządzenie to telewizor. Nie mam pojęcia dlaczego moi rodzice nie pozwalają mi na niego patrzeć. Czasami tylko obejrzę razem z tatą "Fakty" przed kąpielą - rodzice wtedy śmieją się, że już po dobranocce i pora spać - tylko co to jest ta dobranocka? A mama to już w ogóle nie używa tego telewizora, bo nigdy jak siedzimy w domku w nim nie miga ... Szkoda ... Ale ja mimo wszystko parę razy dziennie zerkam w jego stronę - kto wie a nuż będzie właśnie migał?
Drugą super zabawką jest telefon komórkowy. Ładnie brzęczy i czasami mówi głosem taty :) albo jakiejś dzidzi !!! - przypisek mamy: ta dzidzia to Hania!
A trzecią rzeczą jest laptop - to trochę taki telewizor, ale zdecydowanie mniejszy. A najfajniejsze są w nim z boku świecące lampki!
Moi rodzice mówią, że jestem prawdziwym dzieckiem XXI wieku i społeczeństwa informatycznego.
Ale spać najbardziej lubię z moim kochanym Wielkim Ptakiem Pluszakiem :)

piątek, 9 listopada 2007

Hałas

W domku siedzę razem z mamą, bo jest na urlopie wychowawczym no i zgodnie z nazwą stara się mnie wychowywać :)
OTO jedna z umiejętności, którą zdobyłam pod bacznym okiem mamy - nauczyłam się hałasować. Jest to bardzo przydatna zdolność i można ją zrobić wieloma rzeczami. Ciekawe czego następnego sie nauczę?

środa, 7 listopada 2007

Zęby


W mojej buzi widać już dwa ząbki - dolne jedynki. Na razie ledwo wystają, ale już niedługo ich blask zniewoli wszystkich :)

Chłopaki

W końcu nadeszły dobre nowiny - Olek zdrowy wyszedł ze szpitala i spokojnie czeka na II etap - z tym spokojem może być różnie, bo Ciocia Agata martwi się, że Kosmitek mało przybiera na wadze :) Ciociu nie martw się On dba o linię!
Adrianek też wyszedł z Prokocimia i ma kontynuować leczenie w domku. Lekarze nieznaczenie zwiększyli mu dawki leków - zresztą wszystko napisała Ciocia Karolcia tu.
Ciociu pamiętaj możesz na Nas liczyć - gdybyś czegoś potrzebowała daj znać ! KONIECZNIE !
No a Ciocia Jola się nie odzywa i nie mam pojęcia co u Karolka .... Ciociu hop hop odezwij się !

Echo

Wczoraj byłam na echu serduszka. Muszę się często kontrolować, bo ta aorta jest niebezpiecznie przewężona. Doc. Dangel zbadała mnie bardzo dokładnie, a ja starałam sie być grzeczna. Trochę mi się nudziło, więc łapałam a to za sznur albo rękę pani doktor. Niestety przy badaniu aorty trochę sie złościłam przez co wynik badania jest nie do końca miarodajny. Doc. Dangel oceniła mój stan ogólny jako dobry. A poza tym:
- Czynność serca miarowa 139/min;
- Pojedynczy głośny II ton w polu tętnicy płucnej;
- Szmer skurczowy 3/6 wzdłuż lewego brzegu mostka;
- Tętno na tętnicach udowych słabo wyczuwalne (chociaż wydaje nam się z mamą, że pani doktor przy badaniu powiedziała, że jest dobrze wyczuwalne - hmm ciekawe gdzie jest przekłamanie - może na opisie?);
- Saturacja 84 %;
- RR 108/50 mmHg;
- Dość dobra funkcja prawej komory;
- Szerokie połączenie międzyprzedsionkowe;
- Niedomykalność zastawki trójdzielnej 2-3 stopnia;
- Łuk aorty prawidłowy z przewężoną cieśnią, z maksymalnym gradientem 30-35 mmHg - jednak pomiar niemiarodajny;
- Swobodny napływ do tętnic płucnych z SVC;
- IVC szeroka do prawego przedsionka.
Pani doktor zmieniła mi też leki i teraz będę dostawać: enarenal 2 razy dziennie po 0,3 mg, aspirynę raz dziennie 10 mg i verospiron raz dziennie 6 mg.
I mam się stawić na kontroli przed świętami i w razie czego być na czczo - gdybym była niegrzeczna to zrobimy echo w uśpieniu - być może trzeba będzie mnie znieczulić. A wszystko dlatego, że musimy bacznie obserwować moją aortę i mierzyć gradient, żeby niczego nie przeoczyć.
Wygląda na to, że od wypisu ze szpitala z Monachium nic sie nie zmieniło na gorsze, ale niestety (zresztą w cuda z rodzicami nie wierzyliśmy) lepiej nie jest.
Przy okazji zostałam zważona i ważę ... ponad 7 kg ! A dokładnie 7030 ! Widać nawet te niewielkie ilości jakie zjadam pozwalają mi jakoś funkcjonować i nawet przybierać na wadze. Ale nawet mama musi przyznać mi rację - z dnia na dzień jem po po troszeczku więcej.
Zanieśliśmy też doc. Dangel moje oprawione zdjęcie. Mamy nadzieję, że pani doktor je gdzieś powiesi. Może dzięki niemu (doc. Dangel jest przede wszystkim kardiologiem prenatalnym i przychodzą do niej kobiety, które spodziewają się dziecka z chorym serduszkiem) jakaś mama w ciąży popatrzy na mój uśmiechnięty pyszczek i uwierzy, że jej dziecko też można uratować i będzie normalnie żyć!
Do domu wracałam z mamą taksówką, bo tata musiał się "urwać" wcześniej - ciągle ta praca i praca ... Podobało mi się i wogóle nie marudziłam!
A teraz kierunek Kraków i kontrola u dr Kordona - 30 listopada. Oby nie było gorzej!

poniedziałek, 5 listopada 2007

Cześć

Zupełnie zapomnieliśmy, że Dziadek Krzysiek nauczył mnie witać się. Podawał mi swoją rękę i mówił "cześć". No to ja też mu dawałam :) Mama przypomniała sobie o tym dzisiaj i tak się bawiłyśmy w to witanie. No, ale ileż można - mama chciała tak w nieskończoność, a mi już się to przestało podobać ... Witanie to witanie - bawić się można zabawkami np. piłeczkami; piłeczki mają jednak jedną wadę - nie można ich włożyć do buzi :(
I nie bardzo rozumiem po co mama otwiera pudełko z chusteczkami? A jak próbuje je wyjmować to mi nie pozwala. O co może jej chodzić? Potem je zamyka i patrzy się na mnie wymownie, jakby nie mogła powiedzieć co jest grane. A może chce żebym je zamknęła. hmm muszę to przemyśleć ...

niedziela, 4 listopada 2007

Porzucona :)

Wczoraj pierwszy raz rodzice zostawili mnie samą. Najpierw mnie wykąpali, nakarmili, uśpili, a sami poszli do Wujka Rafała - pseudonim Ron - na Kościelną na imieniny. A ja zupełnie niczego nieświadoma słodko spałam i Dziadek Paweł (Babcia Ula była na innej imprezie), który mnie pilnował nie musiał sie stresować :) Rodzice wrócili po 23 do domku; tata trochę niechętnie :( - Babcia była później! - bo myśleli, że ja starym zwyczajem około północy obudzę sie na jedzonko. Ale jednak nie tym razem - mama przed wyjściem "napchała" mnie kaszką i na nocny posiłek obudziłam się dopiero przed 2.
Ale widać, że już jestem dużym dzieckiem i można mi zaufać :) A Dziadek Paweł spisał się na medal!

Białobrzegi c.d.

Po odsapnięciu po czwartkowym dniu, w piątek wybraliśmy się na cmentarz. A potem był rodzinny obiadek. Babcia Ula zaserwowała pyszny rosołek i ... chińszczyznę !? Na deser było jak zwykle rozpływające się w ustach ciasto cioci Agaty i lody.


A wieczorkiem miałam gości - Anię, Ciocię Dagmarę i Wujka Rafała. Dostałam od nich piękną bluzeczkę i spódniczkę. Ach jak ja lubię te fatałaszki :)

czwartek, 1 listopada 2007

Jedzonko

Mama mówi, że jem malutko jak wróbelek, ale muszę sie pochwalić, że dzisiaj pierwszy raz zjadłam na obiad cały słoiczek - 125 g! Bardzo mi smakowała ta marchewka z kurczakiem i śliwkowym puree. No i nie można zapomnieć, że wypiłam 3 razy mleczko (około 350 ml) i zjadłam kaszkę na noc - na pewno powyżej 120 ml! A niewykluczone, że jeszcze obudzę sie koło północy na mleczko. Więc to chyba nie jest aż tak mało. Zresztą we wtorek idziemy zbadać moje serduszko u doc. Dangel to na pewno pani Beatka mnie zważy i zobaczymy jak przybieram na wadze.

Urodziny Wujka Kuby

Dzisiaj Wujek Kuba ma urodziny -27 - to chyba więcej ode mnie :)
Myśleliśmy, że zdołamy mu złożyć życzenia osobiście, ale chyba długo spał, bo nie pojawił się u Dziadków przed naszym wyjazdem. Potem też musiał sobie uciąć jakąś drzemkę poobiednią, bo nie odbierał telefonu. Więc nie mam wyjścia i teraz mu składam życzenia dużo zdrowia - bo zdrowie najważniejsze! - powodzenia i wytrwałości oraz tradycyjnego 100 lat życzę Ja, Mama i Tata!

Z wizytą u Dziadków w Radomiu i nie tylko

We wtorek pojechałam odwiedzić Dziadków w Radomiu. Ja z mamą zostałam na dłużej - pierwszy raz spałam z mamą w jednym łóżku! - a tata wrócił do Warszawy do pracy - cóż podobno bez pracy nie ma kołaczy ... Ale nie zostawił nas samych na długo, bo już wczoraj wieczorkiem wrócił. A my z mamą sobie odpoczywałyśmy i spacerowałyśmy, no i oczywiście spędzałyśmy w końcu czas z Dziadkami. Szkoda, że żadni moi Dziadkowie nie mieszkają w Warszawie ...
A dzisiaj nastąpił odwiedzin ciąg dalszy.
Najpierw byliśmy w Jedlni Letnisko u Marcelka i Cioci Agaty i Wujka Lolka. Poszliśmy też na wspólny spacerek.


A potem pojechaliśmy na Wrzosów do Szymka i Cioci Klaudii i Wujka Rafała. Tych Wujków już dobrze znam, bo to oni byli tak wspaniali i "przygarnęli" nas do swojego mieszkania podczas pobytu w Krakowie.


Ale to nie był koniec odwiedzin. Po powrocie do Białobrzegów rodzice wyciągnęli mnie jeszcze w gości do Cioci Moniki i Wujka Czesława, a tam byli jeszcze Ciocia Gosia i Wujek Mikołaj z malutkim Leonem - w końcu jest ktoś młodszy ode mnie! Leon ma dopiero miesiąc więc jestem od niego duuużo starsza :) A moi starsi koledzy Olek i Borys byli tak zajęci zabawą, że nawet nie wiedzieli, że przyszłam.
No, ale tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień! Byłam już tak zmęczona i zaczęłam trochę marudzić, żeby rodzice w końcu zabrali mnie do domu. W drodze powrotnej usnęłam w wózeczku, a jak przyszliśmy do Dziadków to tylko szybka kąpiel, kolacja i łóżeczko.