środa, 30 stycznia 2008

Porządki

Ha i stało się! nauczyłam się przemieszczać:) nie jestem już taką małą gapą, która siedzi non stop w jednym miejscu! Mogę teraz zajrzeć w każdy kąt i obejrzeć to co jest w zasięgu moich rączek. Szczególnie interesujące są książki i to nie te moje, ale rodziców. Literatura piękna jest oki, ale podręczniki prawnicze to jest to! Jeszcze nie wiem czy w przyszłości będę kontynuować tradycje rodzinne, ale nie zaszkodzi poczytać już teraz:)
Poza tym stwierdziłam, że rodzice mają duży nieporządek na regale i to co mogłam chciałam ładnie poukładać. Niestety mamie zupełnie nie przypadł do gustu mój pomysł. Ale przynajmniej zagoniłam ją do pracy i sama uporządkowała półki. Ale dlaczego są teraz na dole puste? hmm może to taka nowa moda? minimalizm

niedziela, 27 stycznia 2008

Wydarzenia Polsat

Poniżej link do wczorajszego reportażu o herr profesorze i malutkich serduszkach w Monachium.
Zachęcam do obejrzenia i refleksji ...
Polsat Wydarzenia 26 stycznia 2008 r.

piątek, 25 stycznia 2008

Ewolucja

9 miesięcy temu przyszłam na świat. I tylko leżałam ... No oczywiście też jadłam, ale na leżąco:) Potem pomału zaczynałam zdobywać nowe umiejętności: trzymać sztywno główkę, przekręcać się na boczki i spać na nich, potem na brzuszek itd. Aż w końcu przyszedł czas na siedzenie. Najpierw bardzo niepewnie, z rączkami podpartymi z przodu, a teraz już całkiem nieźle sobie radzę. Ale ileż można! Obecnie nastała era pionizacji. Jeszcze kilka dni temu postawiona przez rodziców chwiałam się na wszystkie strony, ale od dwóch dni stoję jak żołnierze na warcie! Prosto, równo, sztywno! I bardzo mi się podoba:) Ba mogłabym tak stać całymi dniami, ale chyba rodzice nie są wtedy zbyt zadowoleni. Wiadomo - posadzili mnie to siedziałam, a jak stoję to trzeba mnie trzymać!
I jeszcze jedna ważna rzecz - chyba jednak będę raczkować. Na razie lepiej idzie mi ślizganie się na dupci w tył, ale do przodu też pomalutku próbuję się przemieszczać.
Wszystkie przedmioty w naszym domku miejcie się na baczności! Niedługo nadejdę!!!

wtorek, 22 stycznia 2008

Sama z mamą

A my od wczoraj jesteśmy samiuteńkie. I siedzimy sobie w domku we dwie, bo w taką pogodę to nawet psa człowiek na dwór (jak by to powiedział mieszkaniec małopolski: na pole:) by nie wyrzucił!
Wczoraj tata poleciał do Monachium razem z Natalką , wieczorem spotkał sie z herr profesorem. Na noc "przygarnęła" go ciocia Edyta i Wujek Grzesiek - rodzice dzielnego Tomka. Na lotnisku mieli mega przeprawę i nie wiadomo było czy polecą - rada dla wszystkich wyjeżdżających - sprawdzajcie 100 razy swoje dokumenty!!!, ale dzięki przychylności i zrozumieniu urzędników polskich i niemieckich w końcu sie udało! Przeważył fakt, że Natalka nie jedzie na wakacje, ale na bardzo dla niej ważną operację serduszka !!!
No a w Monachium podobno wszyscy sie o mnie pytają:) Panie w McDonaldsie, do którego tata przy okazji zawiózł parę książek po polsku, w klinice i wogóle bardzo miło tam przyjmują tatę.
Tatusiu załatw wszystko szybciutko i wracaj do Nas! Tęsknimy ...
No a ciocię Edytę i wujka Grzesia przynajmniej nie będzie główka bolała :)

Dzień Babci, Dzień Dziadka

Wczoraj i dzisiaj jest WIELKIE święto: świętują moi kochani Dziadkowie!!!

Babcia z Dziadkiem dziś świętują
wszystkie wnuki więc pracują.
Zetrą kurze w każdym kątku,
przypilnują dziś porządku.

W kuchni błyszczą już talerze
wnusia babci bluzkę pierze.
Wnusio już podaje kapcie-
-bardzo kocham swoją babcię.

Dzisiaj wszystkie smutki precz
Święto dziadków ważna rzecz!




piątek, 18 stycznia 2008

Szczepienie

Od ostatniej operacji minęło już trzy miesiące, a ja w końcu nie mam glutów w nosie, nie kicham i nie prycham, więc czas najwyższy na odrobienie zaległych szczepień, bo do tej pory zostałam zaszczepiona tylko przeciwko gruźlicy i dwa razy przeciwko WZW typu B. Rano wybrałam się z mamą do przychodni. Miałyśmy dostać szczepionkę 5 w 1 - oczywiście płatną, bo do tych refundowanych podchodzimy sceptycznie - ale po rozmowie z lekarzem i paniami pielęgniarkami zdecydowaliśmy, że dostanę szczepionkę 6 w 1: Infanrix hexa. Tym sposobem dostałam już trzecią dawkę szczepionki przeciw WZW, co w mojej sytuacji jest bardzo ważne. Starałam sie być grzeczna, ale jak tu nie płakać kiedy pani pielęgniarka wbija igłę w nóżkę! Ale nie było tak źle. Następne szczepienie 29 lutego. Mam nadzieję, że tfu tfu nic nie stanie mu na drodze:)

Kosmitek, Tomek i Adrianek

Ci trzej wspaniali panowie to moi "serduszkowi" przyjaciele. Za wszystkich z nich trzymam mocno kciuki, bo ostatnie dni są dla nich bardzo ważne.
Kosmitek miał wczoraj w Łodzi operację - II etap HLHS. I dzisiaj ciocia Agatka przysłała nam dobre nowiny: Alek oddycha samodzielnie i jest coraz lepsze natlenienie!!! Hura!!! Oby tak dalej!
Tomek jest teraz w Monachium u herr profesora. Wczoraj miał cewnikowanie serduszka, które zniósł bardzo dzielnie, a dzisiaj operację. Pomódlcie się za tego małego serduszkowego wojownika, który wczoraj do mamy powiedział: " Mamo, ja zostanę w szpitalu, żeby naprawili moje serducho". A teraz siedzimy jak na szpilkach, bo Tomek jest na bloku operacyjnym.
Adrianek pojechał dzisiaj do Krakowa do dr Kordona na echo. Mamy nadzieję, że jego serduszko pracuje lepiej niż ostatnio!!!
Czekamy na wiadomości o tych trzech wspaniałych, dzielnych Panach! Oby były jak najlepsze!

czwartek, 17 stycznia 2008

Zaproszenie

BAL CHARYTATYWNY

Kraków Łagiewniki, 20 stycznia 2008 r., sala konferencyjna w Domu Duszpasterskim.

Zapraszamy na szaloną zabawę do Łagiewnik! Gwarantujemy moc atrakcji: tańce, konkursy, śpiewy, hulanki, swawole a na deser karaoke dla małych i dużych!
Oprócz zabawy zapewniamy słodki poczęstunek, słone przekąski, soki, herbatę i kawę.

Program:

godz.15.20 Msza św. w Kaplicy św. Faustyny

godz. 16.20 rozpoczęcie zabawy (Dom Duszpasterski http://www.pastorallodge.com.pl/)

godz. 18.00 karaoke

godz. 19.30 dobranocka

Koszt wstępu obejmuje tylko dorosłych – 15,00 zł od osoby.

Dochód z balu przeznaczymy na zagraniczne leczenie podopiecznych Fundacji
Cor Infantis.

Serdecznie zapraszamy!
Gwarantujemy Wam fantastyczną zabawę - Wy pomożecie dzieciom!
Prosimy o wcześniejszą rezerwację biletów, mailowo:
pawel.krol@rubikon.krakow.pl
lub dzwoniąc na tel Fundacji 696-229-631
Cor Infantis

Dojazd:
* Samochodem:
o Dojazd do ulicy Siostry Faustyny
od ul. Zakopiańskiej
* Komunikacją miejską:
o z Dworca PKS i PKP tramwaj nr 19
o z okolic Rynku Gł. tramwaj nr 8 i 18

Korzystając z komunikacji miejskiej, należy wysiąść na przystanku tramwajowym "Sanktuarium Bożego Miłosierdzia"

Zapraszamy !!!

wtorek, 15 stycznia 2008

Echo serduszka

Dzisiaj byłam na echu serduszka u doc. Dangel. Niby nic niepokojącego się nie dzieje, ale strzeżonego ... Doc. Dangel oceniła mój stan ogólny jako bardzo dobry i powiedziała, że wcale nie wyglądam na chore dziecko. Na początku badania nie byłam zbyt grzeczna, ale mama "zatkała" mnie herbatką i biszkoptami. Taki ze mnie ciasteczkowy potwór:) A poza tym:
- Czynność serca miarowa 133/min;
- Tętno na tętnicach udowych dobrze wyczuwalne, a na pewno lepiej niż w badaniu poprzednim;
- Saturacja 84 %;
- Dość dobra funkcja prawej komory, ale mogłaby być lepsza;
- Szerokie połączenie międzyprzedsionkowe;
- Niedomykalność zastawki trójdzielnej 2-3 stopnia;
- Łuk aorty prawidłowy z przewężoną cieśnią; ale gradient nie zmierzony - wiadomo moja wina :);
- Swobodny napływ do tętnic płucnych z SVC;
- IVC szeroka do prawego przedsionka.
Pani doktor kazała nam odstawić verospiron.
Podsumowując: źle nie jest, ale zawsze mogłoby być lepiej.
Przy okazji zostałam zważona i ważę prawie 8 kg, bez 30 gram :)
No i doc. Dangel zasugerowała, że dobrze by było założyć mi holtera, tak na wszelki wypadek, bo mam trochę za wysokie tętno jak na prawie 9-miesięczne dziecko. Zajmiemy się tym w przyszłym tygodniu jak tatuś wróci z Monachium. I może przywiezie nam jakieś fajne prezenty, bo z Flachau dostałam tylko żyrafę, a mamusia figę z makiem ...
Pani doktor zrobiła też ze mną kilka fotek. Wykorzysta je potem przy okazji kursu dla lekarzy.
Następne echo 5 marca w Krakowie u dr Kordona. A potem może kilka dni zasłużonego wypoczynku dla mnie i mamy!

poniedziałek, 14 stycznia 2008

Kosmitek




Kosmitku jak ta wiewióreczka będę trzymać kciuki za Ciebie i za Glena:)
Wracaj szybko !!!

sobota, 12 stycznia 2008

Pekin 2008

Pochodzę z rodziny z ambicjami sportowymi. Dziadek Krzysiek grał w piłkę nożną, Dziadek Paweł w pokera, Wujek Kuba i mama w siatkówkę - hmmm myślałam, że żeby grać w siatkówkę trzeba być wysokim, a mama jest średniego wzrostu - a tata w koszykówkę. Tata ma też niewątpliwe osiągnięcia w lekkoatletyce: co prawda w skoku wzwyż złamał tyczkę, ale w biegu na 110 przez płotki był Wicemistrzem województwa!!! brawo!!! - przypisek mamy: startowało 3 zawodników, jeden się przewrócił i nie ukończył biegu.
Więc i ja postanowiłam uprawiać sport. Lubię grać w piłkę nożną. Rodzice rzucają mi piłeczkę, a ja ją kopie nóżkami albo łapię w rączki. Fajna zabawa!!!
Myślę, że mogę również dorównać osiągnięciom taty w lekkoatletyce. Tyle, że ja wolę wszelkiego rodzaju rzuty rożnymi zabawkami. Patrzę potem gdzie poleciały. Przy okazji mama też uprawia sport (skłony i marszobiegi), bo potem mi te wszystkie zabawki z powrotem podaje.
Nie lubię przemocy, ale pociągają mnie też sporty walki, a szczególnie judo. Ja też tak tak judocy przekręcam się na macie na boczki. Tyle, że nie mam przeciwnika w swojej kategorii wagowej.
Niewątpliwym faworytem wśród wszystkich dyscyplin sportowych jest pływanie. W wannie mogę siedzieć godzinami. Jeszcze nie wiem co wybiorę: skoki do wody czy pływanie synchroniczne. Zobaczymy na basenie, na który niebawem zabiorą mnie rodzice.
Sport to zdrowie!!!

środa, 9 stycznia 2008

Czerwony Kapturek i trzy zęby

Pochwalę się moimi ząbkami - mam już je 3, a czwarty jest tuż tuż. Jak mi się zajrzy do buzi to widać biała kreseczkę, na zdjęciach niestety jeszcze jest niewidoczny.
Oto moje ząbki:

Niewdzięczne dziecię ... Kto? Ja?!

Moja mama nie urodziła się tzw. kurą domową i kucharką - jak sama mówi - jest dość średnią. Jest kilka potraw, które umie robić i wychodzą jej smaczne, ale gotowanie na pewno nie jest jej pasją. Tym niemniej bardzo mnie wczoraj zdziwiła na obiad podając mi własnoręcznie ugotowaną zupkę, a nie obiadek ze słoiczka. To była zupka z czerwonych buraczków, z marchewką, pietruszką, ziemniaczkiem i kurczakiem. Mama wyczytała gdzieś, że dzieci bardzo ją lubią, nawet niejadki. Oczywiście każda reguła ma swoje wyjątki, w tym przypadku tym wyjątkiem jest moja skromna osoba:) Z ciekawości zjadłam kilka łyżek, bo zaintrygował mnie smak, pierwszy raz jadłam czerwone buraczki. A potem bezczelnie zaczęłam pluć z taką miłością i poświęceniem ugotowaną przez mamę potrawą. No i skończyło się na obiadku ze słoiczka. Jednak mama jest uparta i powiedziała, że co jakiś czas będzie mi serwować swoje specjały - może któryś mi posmakuje? A moze ja po prostu nie lubię czerwonych buraków?

P.S. Wieczorem odwiedził nas Wujek Fido i razem z tatą zajadali się upieczonym przez mamę schabem. Obydwaj stwierdzili, że jest znakomity. Widać nie poznałam się na mamy kuchni ...

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Po wizycie u lekarza

zostałam przebadana, osłuchana, pan doktor zajrzał w gardło i stwierdził, że to jakieś przeziębienie, bo płuca i oskrzela czyste, jedynie gardziołko czerwone. Dostałam receptę na flegaminę, mama ma mi oczywiście regularnie oczyszczać nosek i tyle. W razie nasilenie się objawów albo wystąpienia gorączki mamy przyjść do kontroli, ale - uwaga - do innego lekarza. Ciekawe dlaczego? pan doktor nie jest pewny swojej diagnozy czy boi się małego HLHS-iaka?
A tak w ogóle to od południa już nie kaszle i katarek jakby znikł. Mama się śmieje, że wystarczyło mi pokazać lekarza i już czuje się lepiej :) Ale powód może być inny. Podczas jedzenia obiadku raz po raz sobie odkasływałam aż w końcu tak się zakrztusiłam, że zwymiotowałam cały obiad - byłam już przy końcu słoiczka ... Wraz z pysznymi warzywkami, ryżem i cielęcinką zwymiotowałam cała masę jakieś brzydkiej mazi - to pewnie to cholerstwo tak mi przeszkadzało, a ja nie umiem przecież jeszcze odpluwać. Od razu wrócił mi tez humorek - wieczorem tak sie wygłupiałam i śmiałam, że aż z tej radości ugryzłam mamę w ucho :)

Żeby nie było za nudno ...

Żeby nie było za nudno w piątek po południu dostałam katarku. Oto taki niewinny katarek i tyle... Mama męczyła mnie - w użyciu była frida brrr .... nie lubię !!!
Niestety na niewiele to pomogło. Już w sobotę zaczęłam kasłać, a w niedzielę rozkasłałam sie na całego i jest to wg mamy brzydki kaszel. Dodatkowo coś mi cały czas "świszczy". Dłużej nie ma na co czekać i po południu idziemy do lekarza; niech mnie osłucha i zadecyduje co i jak, bo inhalacje pulmicortem na niewiele się zdały.
Trzymajcie kciuki, żeby to było tylko przeziębienie, a nie daj Boże coś poważniejszego!!!
Już nie jestem na przepustce. W piątek tata odebrał wypis ze szpitala. No i muszę przyjmować żelazo, bo MCV (średnia objętość krwinki czerwonej; wartość poniżej 83 fl świadczy o niedokrwistości mikrocytowej; jest ona charakterystyczna dla stanu niedoboru żelaza) - 82,3, a my przecież nie możemy doprowadzić do niedokrwistości.
Ale za to wyniki gazometrii są dobre! pO2 - 41, 4 mmHg, a pCO2 - 20,9 mmHg :)

czwartek, 3 stycznia 2008

Nuda... Nic się nie dzieje...

2008 rok powitał nas nudą ... i lenistwem moim i rodziców ... w Nowy Rok tak nam się nie chciało żegnać z gospodarzami upojnego Sylwestra: Majeczką,



ciocią Iwką, Wujkiem Pawłem i Bubusiem, że Tata - jak co roku!!! - najpierw wysłuchał koncertu noworocznego z Wiednia, przespał się, a potem obejrzał Turniej Czterech Skoczni w Ga-Pa - tam byłam, tyle że skocznia dopiero się budowała - ja zdążyłam w tak zwanym międzyczasie zjeść śniadanie, drugie śniadanie, obiad i podwieczorek i zdrzemnąć się dwa razy i dopiero po 16 wyruszyliśmy do domu. A tu też nuda ... Ponieważ ja w odróżnieniu od rodziców nie zarwałam nocy; przebudziłam się tylko po 12 przestraszona wybuchami petard, ale dostałam mleczko i szybko z powrotem usnęłam; nie byłam bardzo zmęczona, ale mimo braku lepszych zajęć po kąpieli szybko poszłam spać. A rano spałam aż do 9 - rodzice zresztą też:) Ciężko nam wszystkim, jakoś się ostatnio rozleniwiliśmy... No a dzisiaj też nuda... Zimno jak diabli, więc na spacerku byłyśmy z mamą krótko, a w domku czytałyśmy książeczki i uczyłyśmy się języków obcych - najbardziej podoba mi się włoski, szczególnie piosenka, którą śpiewa robak z jabłka :)

P.S. A ja nadal jestem na przepustce :)