wtorek, 22 kwietnia 2008

Przysmaki z domowej spiżarni

Nie rozumiem po co mama tak się męczy i codziennie gotuje mi jakiś obiadek jeżeli można po prostu otworzyć słoiczek i ... danie gotowe! Jak dla mnie to nie trzeba go nawet podgrzewać taka jestem zgodna!
W piątek mama ugotowała krupniczek z cielęcinką - zjadłam może góra 3 łyżeczki ...
W sobotę zaserwowała kurczaka z jabłkami i ryżem - po jednej łyżce miałam dość, nie chciałam też spróbować gulaszu wołowego, który jedli rodzice, ale za to chętnie obgryzałam ogórka kiszonego:)
W niedzielę mama stwierdziła, że musi sobie zrobić przerwę, bo inaczej oszaleje:) i od razu dostałam słoiczek.
Ale nie na długo dała za wygraną i w poniedziałek na moim talerzu pojawił się pieczony schab z ziemniaczkami i gotowaną marchewką - no może góra pięć łyżek.
A dzisiaj - z uwagi na moje zainteresowanie ogórkiem kiszonym - mama ugotowała zupę ogórkową, która była całkiem całkiem - zjadłam tak na oko ze 100 ml, więcej nie chciałam; resztę obiadu zapewnił mi oczywiście słoiczek.
Mama myśli, że jej kuchnia nie przypadła mi do gustu, ale to nieprawda! Ja po prostu nie chce, żeby ona sie męczyła i traciła czas, który może inaczej wykorzystać np. na zabawę ze mną:)
Musze ją pochwalić, bo w poprzednią niedzielę zrobiła pyszny rosół, który zjadłam ze smakiem! No i dzisiejsza jajecznica też była wyborna!
W związku z moim zainteresowaniem jedzeniem słoiczkowym szuflada, w której rodzice trzymają moje zapasy jest zawsze wypełniona po brzegi, a tatuś jest ekspertem w zakresie nowości na rynku produktów spożywczych dla niemowląt i małych dzieci!

Brak komentarzy: