sobota, 19 kwietnia 2008

Walka z wiatrakami

Tak jak Don Kichot walczył z wiatrakami tak mama bezskutecznie próbuje wyeliminować smoczki z mojego życia. Mówi cały czas o wadzie jakiegoś zgryzu, a przecież ja mam wadę, ale serca - coś jej sie popierniczyło i o jakiejś próchnicy!? Hmm ciekawe co to? Jakiś robak?
Ale chyba łatwiej będzie jej nakłonić mnie do porzucenia smoczka z butelki. Kaszki od zawsze:) - hmm od jakiś 6 miesięcy - jem wyłącznie łyżeczką, ale mleczko lubię sobie wypić z butli. Pozostałe napoje: wodę, soczki czy herbatki zawsze popijałam z kubeczka, a teraz dodatkowo testuje niekapek. Mleczko dostaję rano, po przebudzeniu i mama już kombinuje, żeby coś do niego dodać żebym musiała się trochę wysilić. Bo z mleczkiem, które dostaje zamiennie z jogurtem bądź z serkiem na podwieczorek nie ma żadnego problemu; duszkiem wypijam je z kubeczka!
Ale prawdziwą batalię przyjdzie nam zmierzyć ze smokiem, który lubię sobie possać przed snem no i w nocy jak się przebudzę. Bez niego nie usnę; wyjątkiem są drzemki, które zaliczam w wózku na spacerze. Poza tym nie jest mi on w ogóle potrzebny!
No i co tu wykombinować, żeby mama była zadowolona? Zresztą ona jest strasznie sprytna! Ledwo usnę, a mama już cichutko skrada sie na palcach i wyciąga mi tego smoka! A może Wy znacie jakieś sprawdzone sposoby?

1 komentarz:

karolcia bawej pisze...

niestety mała Haniu... ja już tyle razy próbowałam z twoim kolegą Adriankiem i bezskutecznie :-) ale lepiej żebyś nie próbowała jego technik wycia za smokiem :-)