wtorek, 14 września 2010

Z życia przedszkolaka

Jako "stary wyjadacz":) - no w końcu minęło już prawie dwa tygodnie - podzielę się z Wami opiniami na temat mojego przedszkola.
Od początku.
Do przedszkola zaprowadza mnie tata, bo mama musi szybko pędzić do pracy. Oczywiście najpierw trzeba mnie dobudzić:), ubrać, uczesać tzn. zrobić palmę na środku głowy, umyć, dać kakao i serduszkowe leki. Choć przedszkole jest naprawdę niedaleko to na ogół jeździmy samochodem (tata potem też zmyka do pracy) - szczególnie gdy pada deszcz, ale gdy jest ładna pogoda wsiadamy na rower.
O 8.30 razem z innymi dziećmi jem śniadanie. Zawsze jest coś pysznego, a ja polubiłam kanapeczki nawet te z sałatą!
Potem bawimy się w sali lub w ogrodzie, rysujemy, śpiewamy piosenki - np. taką fajną o paluszku:

Tu paluszek, tu paluszek
Kolorowy mam fartuszek.

Tu jest rączka, a tu druga,
A tu oczko do mnie mruga.

Tu jest buźka, tu ząbeczki,
Tu wpadają cukiereczki.

Tu jest nóżka i tu nóżka,
Chodź zatańczysz jak kaczuszka.


Po takiej zabawie w brzuszku zaczyna burczeć więc najwyższy czas na obiad! Przecież od śniadania nic nie jedliśmy, pomijając małą przegryzkę - surowe marcheweczki, które dostajemy do pochrupania przed godz. 10.
Na obiad zawsze jest zupka - szczególnie czerwony barszczyk jest łatwo rozpoznawalny przez rodziców:) i jakieś pyszne drugie danie. Jem sama z apetytem, nawet Pani nie musi mi pomagać! I następuje to co tygrysy lubią najbardziej: leżakowanie! Oczywiście zawsze sobie trochę po marudzę, że niby nie jestem zmęczona, ale potem przykładam głowę do podusi, wsłuchuje się w śliczną muzykę, która puszcza nam Pani i już śpię jak suseł:)
A po leżakowaniu jest oczywiście: podwieczorek:) i ciąg dalszy harców z innymi dziećmi, szczególnie z moimi kochanymi przyjaciółkami: Drugą Hanią, Dominiczką, która ma takie same czerwone buciki jak ja i Polą. Czas mija szybko i nawet nie wiadomo kiedy przychodzi po mnie tata albo mama. A wtedy trzeba pędem się ubrać i lecieć do domu albo na kebabika, bo przecież brzuszek zdążył już zgłodnieć:)

1 komentarz:

Julko pisze...

Miło znów przeczytać co u Hani słychać :) Widać, że dzielna jest bardzo :)