wtorek, 30 grudnia 2008

Zaległości - Sölden

Hmmm tak dawno nie pisałam, że nawet nie wiem od czego zacząć. Pewnie powiecie, że najłatwiej od początku:)
6 grudnia z samiutkiego rana - było grubo przed 5 - zostałam obudzona przez rodziców, nakarmiona, ubrana, wsadzona do taksówki, która zawiozła nas prosto na lotnisko. Na miejscu okazało się, że lecimy ... do Monachium! Ale nie na badania, nie do kliniki. Monachium było tylko przystankiem w podróży w przepiękne austriackie Alpy! Oczywiście skorzystaliśmy z okazji i odwiedziliśmy Herr Profesora. Spotkanie było bardzo miłe, a Profesor orzekł, że jestem w świetnej formie:))) Nic dziwnego - spałaszowałam ze smakiem dwie parówki, wypiłam kubek herbatki rumiankowej i cały czas miałam boski humorek: uśmiech nie schodził z mojej twarzy! Po uroczym śniadanku czas było ruszać w drogę, cel: Sölden.
Co tu będę dużo się rozpisywać: pobyt należy zaliczyć do udanych! Pomimo, że ja jeszcze nie jeżdżę nawet na nartach to całe mnóstwo sieniu (śniegu) i czarujące towarzystwo było kwintesencją tego urlopu!
Rodzice nie pojeździli tyle co zwykle, bo musieli się zmieniać, ale i tak są chyba zadowoleni, a ja w końcu spędziłam trochę czasu tylko z Tatą!
Ale co dobre szybko się kończy ... I 13 grudnia byliśmy znowu w Warszawie.
Poniżej kilki fotek z naszej snowboardowej wyprawy. Ach ten sień, sień, sień ...












A i jeszcze jedno: Mysia oczywiście była z nami!!!

1 komentarz:

karolcia bawej pisze...

ale fantastyczne fotki, nic tylko pozazdrościc! a Hania jaka duża :-) wielka buźka dla Was!