poniedziałek, 26 maja 2008

I po wakacjach - relacja

Wszystko co dobre kiedyś sie kończy... Ale z drugiej strony wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!
Decyzje o wyjeździe rodzice podjęli bardzo spontanicznie i szybko! Jeszcze w poniedziałek nie wiedzieliśmy gdzie pojedziemy - na wstępie odrzuciliśmy Egipt i Tunezję - we wtorek byliśmy pewni, że będzie to Majorka, a dopiero w środę podjęliśmy decyzję o wyborze hotelu, a w piątek po południu moczyłam już moje nóżki w lazurowych wodach Morza Śródziemnego!!!
Jednym zdaniem - było super!!!
W piątek po 6 stawiliśmy się na Okęciu, a już po 11 byliśmy na lotnisku w Palma de Majorka. Samolot to dla mnie żadna nowość - byłam bardzo grzeczna, trochę pospałam, pojadłam i pobawiłam się z rodzicami. Inne dzieci gorzej zniosły podróż i bardzo płakały - może się trochę bały? Na lotnisku czekała na nas taksówka, bo okazało się, że do wybranego przez nas hotelu nikt poza nami nie jedzie i będziemy tam jedynymi Polakami, co mi osobiście w ogóle nie przeszkadzało, przecież w Monachium trochę poznałam i niemiecki i angielski:)
Komfortowo i szybko - niestety u mamy na kolanach, bo nie było dla mnie fotelika - w ciągu niecałej godziny dojechaliśmy do malowniczej miejscowości Cala D'Or i naszego hotelu Esmeralda Park. Błyskawicznie zameldowaliśmy się i troszkę rozpakowaliśmy. Widok z okna zaparł nam nam dech w piersiach - lazur wody w basenach i morzu!
I pełno dzieci - i takich jak ja, ale i mniejszych i większych - w końcu nie na się czemu dziwić to taki typowy ośrodek dla rodzin z dziećmi. No i oczywiście pierwszy spacer nad morze!
I tak mijał nam dzień za dniem - spacerki, zabawy w piasku - mniam mniam:), kąpiele w basenie, wizyty w uroczych majorkańskich knajpkach - rodzice jedli tapas i popijali sangrię, a ja zadowalałam się hiszpańskimi słoiczkami hippa i chlebkiem. Niestety moją pasją stały się ciasteczka, rodzice przy mnie nawet nie wypowiadali tego słowa, bo na jego dźwięk aż piałam z radości! Oczywiście pyszne śniadania i obiadokolacje mieliśmy w hotelu. Na śniadanka jadłam wędlinkę z chlebem, jajecznice, kiełbaski albo jogurt z musli i na koniec jak zwykle cząstki soczystych pomarańczy, a na obiadokolacje z uwagi na jej późną porę - jak dla mnie:) - na ogół same owoce: gruszki, śliwki, jabłka, melony i ananasy, czasami skubnęłam od taty kurczaka po majorkańsku albo pieczoną rybę, żeby potem mieć jeszcze miejsce na kolację - moją kaszkę. I do tego wypijałam całe hektolitry wody!
Ale wizyta na Majorce nie ograniczyła się tylko do urokliwego Cala D'Or. Tata na 3 dni wypożyczył samochód i troszkę pojeździliśmy. Pierwszego dnia odwiedziliśmy Marineland - piękny park ze zwierzętami, gdzie różne ptaki, których wielka ilość zamieszkuje na co dzień Majorkę, są dosłownie na wyciągniecie ręki, rybki w akwariach no i oczywiście najważniejsze: pokaz fok i chlapiących wodą delfinów! Zwiedziliśmy też Port de Portals - elegancki port jachtowy, gdzie miejsca do cumowania są najdroższe na całej wyspie, przyciągający także członków hiszpańskiej rodziny królewskiej!
Następnego dnia wyprawę rozpoczęliśmy od pięknej zatoki Cala Mondrago, potem pojechaliśmy do Cala Figuera - najbardziej romantycznej osady rybackiej na wyspie, nazywanej majorkańską Wenecją. A potem plażowanie w uroczej zatoce Cala Santanyi i obiad w Ses Salines, w restauracji Casa Manolo, do której smakosze przyjeżdżają nawet z bardzo daleka na grillowane owoce morza i specjalności w glinianych garnkach oraz potrawę zwaną: arres de notario, która swój niepowtarzalny smak zawdzięcza wiejskiemu adwokatowi:) a jeden ze stolików jest zawsze zarezerwowany dla króla Hiszpanii!
Pojechaliśmy też na północ wyspy, aby zobaczyć piękną Alcudię z jej potężnymi średniowiecznymi murami obronnymi.
Trzeci dzień wycieczki samochodowej zaczęliśmy od leniuchowania na szerokich, piaszczystych plażach Playa de Palma, a potem pojechaliśmy zwiedzić górską wioskę Valldemosę - miejsce pobytu Chopina i George Sand.
Ale to nie koniec atrakcji. Ostatniego dnia wybraliśmy się na rejs statkiem do urokliwego Portocolm. Płynęliśmy łódką z oszklonym dnem - Starfish.. Trochę bujało więc sobie słodko usnęłam:)
I tak nie wiadomo kiedy minęło nam 9 dni pobytu na Majorce. Niestety nie odwiedziliśmy stolicy wyspy - Palma de Majorka. Rodzice nie chcieli mnie męczyć, bo pomimo, że temperatury w ciągu dnia oscylowały koło 25 stopni, to jednak palące słońce przypominało, że jesteśmy w basenie Morza Śródziemnego. Muszę przyznać, że dwa dni trochę rodzicom marudziłam, a przyczyną była kolejna czwórka - mam już 10 ząbków! Poza tym byłam rozkosznym dzieckiem i uśmiechałam się i zaczepiałam wszystkich:) szczególnie miłego czarnoskórego kelnera w naszym hotelu.
Moimi ulubionymi zabawami było oczywiście sypanie tatusiowi piasku we włosy na plaży i pchanie plastikowych krzeseł na dziedzińcu naszego ośrodka.
Hasta la vista piękna Majorko - mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę, żeby rozkoszować się twoim urokiem!

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

OJ HANIA NA PEWNO BYLO FAJNIE

Anonimowy pisze...

OJ HANIA NA PEWNO BYLO FAJNIE

Anonimowy pisze...

OJ HANIA NA PEWNO BYLO FAJNIE

Anonimowy pisze...

OJ HANIA NA PEWNO BYLO FAJNIE

karolcia bawej pisze...

normalnie fantastycznie! fajnie, że odpoczęliście i że małej Hani tak bardzo się podobało :-)