piątek, 14 listopada 2008

Echo w Krakowie

Na badanie wyruszyliśmy już wczoraj po obiedzie. Droga jak droga - samochodów pełno, ja trochę pospałam, ale więcej po marudziłam. Kto to widział tyle godzin siedzieć w jednym miejscu?! Tuż przed kolacją jakoś dotarliśmy do grodu Kraka i krakowskiego mieszkanka. Szybka kaszka, kąpiel i lulu. Musiałam przecież wypocząć, bo dzisiaj od rana czekał mnie niezły maraton. Ale z tym wypoczynkiem to tak średnio nam wyszło. Całą noc i ja i rodzice strasznie się wierciliśmy i co chwila budziliśmy. Mama miała już dość wstawania do mnie co 5 minut i koło 2 w nocy na dobre wylądowałam w łóżku rodziców. Niewiele to pomogło, ale przynajmniej nie musiała wystawiać nóg spod ciepłej kołdry:)
Efekt - niewyspani pojechaliśmy z samego rana do Prokocimia. Pod poradnią były luzy więc szybko zostałam poproszona na ekg. No nie powiem dałam czadu! W iście dantejskiej scenerii odbyło się też ważenie: 10 500 kg, mierzenie: 83 cm oraz pomiar saturacji i tętna: 84% i 112. Przy pobieraniu krwi zawsze pokazywałam na co mnie stać więc nie inaczej było też i tym razem.
UUUUFFFFFFF jakoś przebrnęliśmy przez wstępne badania i pozostało nam już tylko czekać na echo. Pod gabinetem co prawda nie było nikogo, ale niestety w gabinecie też:( W oczekiwaniu na doktora spałaszowałam pyszną drożdżówkę z serem i pół obwarzanka. Doktor pojawił się koło 11, ale w międzyczasie na badania zgłosiły się tez inne dzieci. Ponieważ maluchy mają pierwszeństwo:) przepuściłam jakiegoś niemowlaka. Potem doktor trochę zdezorganizował kolejkę, ale nie ma się czemu dziwić, trudno mu samemu nad wszystkim zapanować, a nie było pani Asi. Czekanie umiliła nam super sympatyczna pogawędka z ciocia Iwoną; tak dawno się nie widzieliśmy, że wygadaliśmy się chyba za wszystkie czasy:)
W końca nadeszła i moja kolej. Rodzice spodziewali się horroru i niewiele się pomylili. Bardzo mi się nie podobało, głośno płakałam i wierzgałam nogami na wszystkie strony. Jednak zmęczenie wzięło górę (było już grubo po 12) i z minuty na minutę moje powieki stawały się coraz cięższe i ... wtedy ktoś zaczął walić do drzwi! Ponieważ nie było pani Asi doktor musiał przerwać badanie i zobaczyć kto tam u licha tak wali. Niestety moja drzemka również została przerwana i doktor mógł zapomnieć o zbadaniu mnie w spokoju. No i pogadać też się nie dało:(
Podsumowując: nic się nie zmieniło od ostatniego echa, a na pewno nic na gorsze:) - no może oprócz mojego zachowania:( Funkcja komory dobra, niewielka do umiarkowanej niedomykalność zastawki trójdzielnej, super rozwinięta lewa tętnica płucna; prawej doktor nie zobaczył przez to moje darcie. Aorta - przewężenie jest na swoim stałym, niewielkim (dr użył nawet określenia nieistotnym) poziomie. Poza tym wszystko w porządku o czym świadczy chociażby termin następnej kontroli - dopiero 5 czerwca 2009 roku czyli za pół roku! O III etapie nie było okazji porozmawiać, zresztą doktor skwitował to jednym zdaniem: "Nie ma się co śpieszyć, Hanka super wygląda, pogadamy o tym następnym razem".
Mama będzie się teraz zabawiać w aptekarza, bo mam dostawać acesan w dawce 22,5 mg! A ja się go robi? Ano bierze się tabletkę acesanu 30 mg, tnie na połowy, jedna połowę znowu na połowy i tym sposobem wychodzi nam właściwa dawka:) Enarenal bez zmian.
Nie ukrywamy cieszymy się straaaasznie!!! Z tej radości na tzw. do widzenia zrobiłam panu doktorowi papa i przesłałam mu chyba z 1000 buziaczków! Szkoda tylko, że byłam trochę niegrzeczna i to pomimo codziennego "robienia echa" w domu łopatką do piasku:)

Brak komentarzy: