poniedziałek, 24 listopada 2008

Po wizycie doktora

W sobotę po południu odwiedził mnie pan doktor. Kasłałam już strasznie, jakbym miała wypluć co najmniej żołądek! A do tego zupełny brak apetytu, właściwie poza poranną porcją mleka nie jadłam właściwie NIC.
Pan doktor mnie zbadał - nawet tak bardzo nie krzyczałam. Płuca i oskrzela czyste, natomiast gardło buraczkowe! Niestety dotychczasowa kuracja jak widać na niewiele się zdała... Trzeba było zacząć działać radykalnie! Pomimo, że nie było podstaw do podania antybiotyku, to w moim przypadku: serducho, profilaktyka infekcyjnego zapalenia wsierdzia, długo się nie zastanawialiśmy.
Moja terapia polega teraz na braniu dwa razy na dobę ospamoxu i flavamedu, który - w porównaniu do flegaminy - jest lepiej tolerowany przez wątrobę. Oczywiście odstawiliśmy też syrop pini ze względu na zawartość w jego składzie fosforanu kodeiny.
Ech... Tak to jest jak jeden "nasz" lekarz ma urlop, drugi przygotowuje się do egzaminu specjalistycznego, a mi zachciewa sie chorować... lekarze w przychodni jednak nie są godni bezgranicznego zaufania...
A ja pomału dochodzę do dawnej formy! Mam lepszy humorek, nawet te okropne leki połykam bez większego marudzenia i w końcu zaczęłam cokolwiek jeść: dzisiaj kawałek ogórka, marchewki, trochę makaronu z kurczakiem, a po poobiedniej drzemce całego banana! Oby tak dalej!

Brak komentarzy: