Wszyscy wiedzieliśmy, że kiedyś nadejdzie ten dzień ... Przygotowywaliśmy sie do niego psychicznie, ale wiadomo wszystkiego nie da sie przecież przewidzieć. I w końcu stało się! W piątek podczas przechadzek wokół stołu nagle potknęłam się i bach!!! Ani mama ani tata nie zauważyli jak upadałam, ale jedno było pewno: walnęłam się bardzo mocno głową o podłogę; huk był straszny. Nastąpiła błyskawiczna interwencja: okłady lodem, smok do buzi i pieluszka do przytulenia. No i oczywiście rączki mamy! Baaaardzo mnie bolało i moje piękne oczy były pełne łez. Mimo później pory - było już po 17 zmęczona tym strasznym wydarzeniem postanowiłam sobie zrobić drzemkę. A jak sie obudziłam to obejrzeliśmy sobie piękną śliwę na moim czole:)
Ale to nie koniec przykrych wypadków. Dzisiaj podczas spaceru walnęłam się buzią o huśtawkę - troszkę płakałam, ale nie było tak źle, a już w domku uderzyłam głową o drzwi, bo jakoś ich nie zauważyłam:)
4 komentarze:
Nie martw się Hania ja również często miewam różne wypadki, ostatnio to pozbyłam się kawałeczka zęba, sama jeszcze nie wiem co mnie czeka :))
Pozdrawiam Natalka
haniu...guzy na czole to przypadłość dziecięca...nasi rodzice chcieliby nas ochronić, ale nie jest to do końca możliwe...pozdrawiam serdecznie
Ależ czarna seria!!! Kosmitek uderza ciągle tyłem głowy o podłogę. Ale podobno dzieci są z gumy i wszystko przeżyją... Gorzej z nami - rodzicami. Bisous
Prześlij komentarz