Na pierwszy ogień poszły ubranka. Co prawda od dawna pomagam mamie w rozbieraniu, bo jak mnie poprosi: "Hanka ręce do góry" to posłusznie podnoszę łapki do góry, a ona może wtedy bez problemu zdjąć bodziaka. Skarpetki nauczyłam się już ściągać jakiś czas temu. A do zdjęcia kapelusza to w ogóle nie trzeba mnie namawiać, chyba że mama założy mi ten wiązany pod brodą to jest gorzej:(
No i dzisiaj po porannym spacerze postanowiłam, że pomogę mamie. Już w windzie zdjęłam kapelusz - jakoś rozplątałam to wiązanie pod brodą, a potem ściągnęłam buty, co naprawdę nie było łatwe, bo moje buciki są wysokie i do tego zapinane na dwa rzepy. Potem oczywiście zdjęłam skarpetki, bo w domu lubię chodzić na bosaka mimo, że dywanów u nas jak kot napłakał. Ale mama była zdziwiona!
Gorzej jest oczywiście z ubieraniem. Nie umiem sobie sama założyć tego co pościągam, no czasem kapelusz uda mi się z powrotem umiejscowić na głowie, ale i tak mama go zawsze musi poprawić. Ale gdy mnie poprosi to zawsze przyniosę buciki albo skarpetki. Przynajmniej tyle.
A najbardziej chciałabym sama jeść. I to nie tylko owoce, kanapki czy chrupki, ale takie prawdziwe jedzenie z miseczki albo talerzyka. Dzisiaj postanowiłam spróbować zjeść obiad łyżką. Do tego celu zostały zakupione specjalne anatomiczne sztućce, które mają mi to ułatwić. I muszę powiedzieć z niekłamaną radością, ze poszło całkiem całkiem! Najgorzej było z nabieraniem jedzenia i tu jeszcze pomagała mama, ale za to zawartość łyżki udawało mi się przetransportować do buzi! Potem tylko trochę mi się już znudziło i wróciłam do starej sprawdzonej metody - jedzenia palcami. Szkoda tylko, że przy niej się tak bałagani.
Myślę sobie - pierwsze koty za płoty! Jeśli nauczyłam sie pić z kubeczka to i może tymi sztućcami sobie oka nie wykole!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz